czwartek, 3 października 2013

EPILOG

KOCHANI, ZAPRASZAM WAS NA EPILOG SD!

ZNAJDZIECIE GO TU http://myonlyloueh.tumblr.com/suicide-diaries

PROSZĘ, PRZECZYTAJCIE KRÓTKĄ NOTKĘ ODE MNIE NA POCZĄTKU.

DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM ZA TEN CZAS. KOCHAM WAS XX

@myonlyloueh

wtorek, 3 września 2013

ZWIASTUN

 

Zrobiłam krótki zwiastun :) Przeniosłam opowiadanie na tumlbr, tam prawdopodobnie ukarze się epilog i będą ukazywały się rozdziały drugiej części :) hope you like it :) xx


Love, 

@myonlyloueh xx

niedziela, 4 sierpnia 2013

5. One step to the rescue.

Witam wszystkich po bardzo długiej przerwie. Na wstępie, przepraszam za tak długą nieobecność i dziękuję za cierpliwość i motywujące komentarze. Nareszcie udało mi się skończyć ostatni rozdział, przed nami jeszcze epilog, który będzie też częściowym wstępem do drugiej części tej historii. Z rozdziału nie jestem w 100% zadowolona, ale mam nadzieję że Wam się choć trochę spodoba i Was nie zawiodłam tak do końca. Przepraszam za wszystkie błędy. Epilog, powinien pojawić się pod koniec sierpnia, lub na początku września. Liczę na Wasze opinie, pod rozdziałem i.. hope you like it :)

P.S. Mam nową nazwę na TT: @myonlyloueh

Love,

Maaluutkaax33

_____________________________________________

*music*

13 grudnia 2012

I cannot go to the ocean. I cannot drive the streets at night. I cannot wake up in the morning, without you on my mind.

Niebieskie tęczówki, gładka faktura twarzy, usta rozciągnięte w ciepłym uśmiechu. Włosy ułożone w artystyczny nieład. Cały perfekcyjny. Idealny w każdym calu. Nieosiągalny. Moim ciałem wstrząsną dreszcz. Siedząc samotnie na moście gubiłem się we własnych myślach i obserwowałem nurt wody płynącej pod moimi nogami. Zastanawiałem się jak ulotne jest życie. Czasem starcza jedna chwila nie uwagi żeby zakończyć swoje istnienie. Każda chwila jest ulotna, a życie kruche jak bombki na choince. Jeden upadek i zostają tylko fragmenty nie do złożenia. Jedna nie właściwa decyzja i nie da się tego złożyć w całość. Nigdy. Zdarza się, że los popycha nas do podjęcia tej decyzji o zrobieniu jednego kroku za dużo. Wzięciu więcej tabletek niż przewidziano. Bóg dał nam życie, ale nie zastrzegł sobie prawa do odbioru. Każdy może zrobić to za Niego. Nawet my sami. Możemy porwać się na czyn wymagający ogromnej odwagi. Nie łatwo jest odebrać sobie życie. To jedna z tych decyzji o nieodwracalnych skutkach. Można ją podjąć tylko raz i nie ma odwrotu. Czy ja mam tyle odwagi? Czy przeraża mnie opcja trafienia do piekła za odebranie sobie życia z miłości?

Nie, nie przeraża. 

Ta miłość jest zła, nieodpowiednia. Przez nikogo niechciana. Zbyt wiele kosztuje mnie każdy dzień. Każdy oddech przepełniony nadzieją na lepsze jutro. Jestem słaby, wiem. Chciałbym to zmienić, ale na tym etapie już nie potrafię. Wolę uciec. Uciec jak najdalej, setki tysięcy kilometrów nad Ziemię, stać się jedną z miliona gwiazd. Jednym z tysięcy samobójców. Tym, o którym mówią, że miał wszystko, ale nie umiał tego docenić. Może nie umiałem i nie umiem nadal, ale to 'wszystko', bez Niego, jest warte tyle co nic. Stanąłem nad przepaścią. Moje życie mnie tam postawiło. Wystarczy jeden impuls żebym zrobił krok w stronę upadku. Kolejna spędzająca sen z powiek, odbierająca resztki nadziei sytuacja, która popchnie mnie prosto w objęcia zdradliwej śmierci.

Samobójstwo jest objawem egoizmu, czy cierpienia i psychicznej bezsilności? Jeśli po tym stanę się egoistą, trudno. Jakie to będzie miało znaczenie?

Śmierć jest fałszywa. Obiecuje ukojenie, ucieczkę od bólu i cierpienia, ale nigdy nie mówi o cenie jaką będziemy musieli zapłacić. Oglądanie jak cierpią najbliższe osoby- najwyższe wynagrodzenie jakiego można zażądać. Oglądanie łez cieknących po policzkach rodziny i przyjaciół. Osób które tak bardzo Cię kochały, mimo to, że w swoich oczach byłeś bezwartościowy i bezużyteczny. Patrzysz na ich ból. Wiesz, że Ty czułeś się o wiele gorzej, przecież dlatego to zakończyłeś, ale Twój stan się pogarsza, kiedy patrzysz na swoją Matkę płaczącą na klęczkach koło Twojego grobu i obwiniającą się o Twoja nagłą śmierć. Zastanawia się dlaczego nic nie zauważyła. Jak mogła przegapić moment, w którym życie jej dziecka zaczęło niekontrolowanie spadać w dół? Widzisz swojego ojca, który próbuje być silny, stara się pozostać głową rodziny i stoi z podniesionym czołem. Jednak nie może powstrzymać łez, gdy dopada go myśl, że przeżył własnego potomka, że latorośl uschła tak szybko. Myśli, że był złym ojcem. Ty wiesz, że to nie prawda, ale żałujesz, że przed śmiercią nie powiedziałeś mu jak wspaniałym jest Tatą. Spoglądasz na tłum zebranych na Twoim pogrzebie. Słyszysz krótką przemowę najlepszego przyjaciela. Wspomina Wasze wspólne chwile, uśmiecha się przez łzy. Chce kontynuować, ale głos uwiązł mu w gardle. On też się obwinia. Pada na kolana i prosi abyś wrócił. Byłeś jego jedynym przyjacielem i tak po prostu odszedłeś. Tak nagle. Dlaczego nie powiedziałeś mu co się dzieje? Przecież znacie się od dziecka. Pomógł by Ci, ale zaraz.. Ty byłeś przekonany, że Tobie pomóc się nie da- dlatego to zrobiłeś. Dlatego właśnie zostawiłeś Ich wszystkich, z poczuciem winy i pustki. Największą karą za śmierć jest oglądanie cierpienia bliskich. Zwłaszcza, kiedy zdajesz sobie sprawę jak niewiele było trzeba by tego uniknąć. Ale człowiek uczy się na błędach, jak widać nawet po śmierci.

Czy ja chcę takiego losu dla mojej rodziny?

Nie, ale sam też nie chcę cierpieć. Toczę wewnętrzną walkę z samym sobą. Serce, kontra egoizm. Zrównana walka. Obie strony mają mocne argumenty.

Zimny wiatr przeszył mnie na wskroś. Wzdrygnąłem się, a moje ciało pokryła się gęsia skórka. Czułem jak sprzeczne emocje buzują w żyłach. Podniosłem się gwałtownie i rzuciłem biegiem przez las. Biegłem ile sił w nogach, pusty od bólu i przytłaczających myśli. Sam nie wiem ile trwało to czasu. Wybiegłem z lasu i gnałem przez miasto omijając ludzi. Płuca zaczęły piec, a oddech uwiązł w gardle. Padłem na kolana, próbując złapać oddech.
- Jestem.. na.. dnie.. - wydyszałem, szukając odrobiny powietrza.
Każdy mięsień wiręcz palił niemiłosiernym bólem, lecz czym to było w porównaniu do cierpiania psychicznego jakie teraz doświadczam? Oddychałem ciężko, kaszlałem ksztusząc się powietrzem.

Niall jesteś dla mnie jak tlen wtedy. Niezbędny do życia, a jednocześnie pchasz mnie w objęcia śmierci.

Skuliłem się, wciągając łapczywie powietrze. Ciało odmawiało posłuszeństwa, z oczu zaczęły płynąć łzy. Potrzebowałem tylko obecności jego drobnrgo ciała obok mojego. Jego błękitnych oczu patrzących w moje. Uśmiechu, który poprawiał humor, w jednej chwili. Tak dawno go nie widziałem. Serce rozrwyało mi się na kolejny milion kawałków, a każdy z nich kocha, tego Irlandczyka coraz mocniej.

Co za paradoks. Im dłużej go ze mną nie ma, tym bardziej go kocham, tym bardziej go pragnę, a jego obacność staje się niezbędna. Pragnę tylko żeby kochał mnie choć torchę. Nie oczekuję miłości tak wielkiej jak moja. Chcę żeby był mój, żebym mógł nazwać go swoim skarbem, całować go na przywitanie i na dobranoc, sprawiać że na jego pyzatej buźce pojawi się uśmiech, przygotowywać niespodzianki, kolacje; robić wszystko, by sprawić że moje maleństwo będzie szczęśliwe.

Wspomnienie naszego pacałunku dręczy mnie w każej chwili. Jego delikatne wargi wpasowane w moje, dłonie na moim ciele, język walczący o dominację z moim. Zaangarzowanie jakie płynęło z jego strony było zadziwiające. Wszystko idealnie. Ale jego tęczówki.. wystraszone.

Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi.

Muszę wrócić do Londynu. Muszę go zobaczyć. Muszę spędzić z nim chwilę.


Podniosłem się, pociągając nosem. Szedłem dobrze znanymi ulicami. Moje ciało bezwładnie prowadzone przez niewyobrażalną pustkę, która z każdym dniem ogarniała je coraz bardziej. Cierpienie owładnęło wszystkie organy i mięśnie, począwszy od serca. Szedłem niesiony morderczym uczuciem nieodwzajemnionej miłości, wypalającej każdy dobry pierwiastek duszy. Szedłem z nadzieją znalezienia ukojenia, które pozwoliło by przetrwać, choć kilka najbliższych dni.

Tęsknię, jesteś mi potrzebny.

Waiting here in line, hoping that I'll find what I've been chasing.

***


These words mean nothing to me. I'm just sitting on a fence of how it used to be. These three words are aching. Come strip and suffocating. My mind is racing with the picture I'm painting.

Usiadłem na łóżku, w moim dziecinnym pokoju. Obrzuciłem spojrzeniem całe pomieszczenie. Nawet tu nie mam spokoju od wspomnień o Tobie.

'Wysiedliśmy z pociągu, spojrzałem na pyzatą twarz przyjaciela. Uśmiechał się, jak to miał w zwyczaju.
- Cieszę się że mogłem tu przyjechać z Tobą. - usłyszałem głos Blondyna.
- A ja się cieszę, że jesteś tu ze mną. - objąłem go ramieniem.
Dotarliśmy do mojego rodzinnego domu, rodzice przywitali nas bardzo ciepło. Mama podała obiad, po którym udaliśmy się do mojego pokoju.
- Twoja mama świetnie gotuje.- Blondyn uśmiechnął się szeroko i rzucił na moje łóżko.
- Wiem. - położyłem się obok niego, podziwiając fakturę jego twarzy; chciałem go dotknąć, przytulić.. - Co chcesz porobić? - zjechałem spojrzeniem na jego usta.
- Nie wiem - przewrócił się na bok, tak że nasze twarze były naprzeciw siebie i podparł głowę na łokciu.- To twoje miasto, zaproponuj coś.
Zastanowiłem się chwilę, gdzie mógłbym zabrać Nialla, żeby sprawić mu przyjemność.- Co powiesz, na wesołe miasteczko? - uśmiechnąłem się.
- Jestem zdecydowanie, bezsprzecznie, stuprocentowo za! - zaśmiał się, odrzucając głowę w tył. - Ty zawsze znajdziesz coś ciekawego do roboty Li...- śmiał się jak opętany.
- Wiem - zaśmiałem się - A teraz już chodź. - wstałem i ściągnąłem go z łóżka.
Całą drogę do wesłoego miasteczka śmialiśmy się z każdej najmniejszej rzeczy. Energia i radość Nialla przeniosła się też na mnie, a nasze śmiechy niosły się echem przez całe miasto. Lecz kto się tym przejął? Byliśmy beztroscy i szczęśliwi.
- Liam! Chodźmy tam! - krzyknął Irlandczyk, gdy tylko przekroczyliśmy bramę parku rozrywki, podskakiwał ochoczo, wskazując palcem na największą kolejkę. Ciągnął mnie za rękę w jej kierunku, niczym zniecierpliwione dziecko.
- Jesteś tego pewny? - zapytałem, starając pozbyć nutki strachu brzmiącej w głosie.
- Boisz się? - chłopak zatrzymał się gwałtownie, przez co na niego wpadłem, i wbił we mnie błękitne spojrzenie.
- Nie.. - jęknąłem - Po prostu nie lubię.. - spuściłem wzrok.
- Nie bój się. Ze mną jesteś bezpieczny, potrzymam Cię za rękę. - zapewnił, jakby ignorując moje słowa. - Poooszę, Li.. Kupię Ci watę cukrową! - zaśmialiśmy się obaj.
- No dobrze.. - mruknąłem niepewnie, na co Blondyn podskoczył radośnie i przytulił mnie. Wtuliłem głowę w zagłębienie jego szyi, przyciskając go mocniej do siebie.
Po długim oczekiwaniu, wsiedliśmy do wagonika i zapięlimy zabezpieczenia. Obserwowałem Nialla, z którego twarzy ani na minutę nie schodził uśmiech.
Rollercoaster ruszył. Zesztywniałem, zaciskając dłonie w pięści.
- Nie bój się.- drobna dłoń Blondyna odnalazła moją i splotła nasze palce.- Jestem obok Ciebie, nic Ci nie grozi Li.- uśmiechnął się ciepło.
Ścisnąłem jego dłoń mocniej, gdy wjeżdżaliśmy na najwyższe zwniesienie torów. Mój oddech przyspieszył. Wagoniki ruszyły w dół, obaj krzyczeliśmy w niebogłosy. Kiedy przejazd się skończył, moje nogi były jak z waty. Irlandczyk objął mnie ramieniem i przycisnął do siebie, by było mi łatwiej utrzymać równowagę. Usiedliśmy na murku, wciąż trwając w uścisku.
- Li, trzęsiesz się, dobrze się czujesz? Już po wszystkim.- chłopak objął mnie mocniej, pozwalając wtulić się w swoje ciało.
- Zaraz mi przejdzie.. - mruknąłem w jego szyję.
- Dziękuję, że to dla mnie zrobiłeś Liam, mimo swojego strachu. To było kochane.- Niall musnął mój policzek. Wtuliłem się w niego mocniej.
- Nie ma sprawy, dla Ciebie wszystko - mruknąłem cicho.
- Już lepiej się czujesz Li? - Blondyn pogładził mnie po ramieniu.
- Tak już okej, idziemy?
- Idziemy. Dasz radę sam? - jego tęczówki spoglądały na mnie z troską
- Tak, chyba tak..
Wracając Niall ciągle trzymał mnie za ramię, twierdził, że jestem blady. W domu zjedliśmy kolację, a całą noc spędziliśmy rozmawiając o głupotach i śmiejąc się ze wszystkiego.'


I'm all out of faith. This is how I feel. I'm cold and I'm shomed laying naked on the floor. Illusion never changed, into something real. I'm wide awake and I can see the perfect sky is torn.

Obezwładniony wspomnieniami, osunąłem się na podłogę, łkając cicho. Nie potrafię się uwolnić z bolesnego uczucia, którym obdarzyłem przyjaciela. Przyjaciela, który jest szczęśliwy w związku z kobietą, którą kocha.

Ale ja kocham jego.. czemu nikt o tym nie myśli?

Tęsknię za patrzeniem na niego, wiem, że jest na mnie zły i skrzywdziłem go swoim zachowaniem. Boję się spojrzeć mu w oczy. Tęsknię za czasem, kiedy nie zdawałem sobie sprawy, że robię to w inny sposób. Tęsknię za czasem, kiedy nie wiedziałem że to co do niego czuję, to miłość. Ten pocałunek.. to najlepsza i jednocześnie najgorsza rzecz jaką zrobiłem.

Czy żałuję?


Chyba tak.. chyba..


Fala wspomnień z czasów kiedy, Horan był dla mnie przyjacielem, zalała cały umysł. Pojedyncze strzępy wydarzeń przesuwały się w głowie tworząc kolejne blizny na resztkach mojej duszy. Trząsłem się od płaczu, przypominając sobie kolejne chwile spędzone razem i każdy dotyk, łamiąc na nowo serce i mur, który wokół siebie wybudowałem. Starałem się zatrzymać natłok myśli i obrazów, jednak bezskutecznie. Pozostając masochistą, torturowałem pozostałości siebie odtwarzaniem przeszłości. Chwil, które kiedyś były szczęściem, a teraz ociekają bólem, poprzez uśmiechnięte twarze, ramiona oplecione ciasno wokół ciał i noce spędzone na rozmowach. Wydawałem z siebie głuchy krzyk z każdym kolejnym obrazem, oddychałem ciężko, roztrzęsiony atakami duszącego szlochu. Skuliłem się, chciałem stworzyć barierę dla wspomnień, które powoli zabijały. Chciałem powiedzieć stop, ale nie potrafię.

Uratuj mnie. Uratuj mnie ode mnie samego..


I am going down down down. Can't find another way around and I don't wanna hear the sound of losing what I never found. 


15 grudnia 2012

 I’m trying to be okay, I'm trying to be alright. But seeing you. Just don’t feel right.

Znasz to uczucie kiedy bardzo czegoś chcesz, ale wiesz, że nie wolno Ci tego zrobić? Kiedy pragniesz czegoś do takiego stopnia, że czujesz pustkę i ból, ale nie możesz tego mieć? Kiedy myśli o tym nie dają Ci spokoju, ale nadal nie masz pieprzonego prawa, aby to dostać? Kiedy czujesz że spadasz w dół, bo wiesz, że nie ma nikogo, kto uratuje Cię przed upadkiem? Kiedy za każdym razem, widząc to rozpadasz się na tysiące kawałków, bo wiesz, że to nigdy nie będzie Twoje? Kiedy każdy oddech staje się wymuszonym obowiązkiem? Kiedy żyjesz tylko po to, by móc choć jeszcze którtką chwilę na Niego popatrzeć? Kiedy chcesz cieszyć się Jego radością, ale nie możesz, bo to co Jego cieszy, zabija Ciebie? Kiedy każda cząstka Ciebie skamla o odrobinę Jego dotyku? Kiedy wiesz, że nie masz szans na szczęście? Kiedy Twoje życie straciło jakikolwiek sens i nic nie jest już ważne? Wiesz jak to jest, kiedy stajesz się zobojętniały na otaczający Cię świat? Kiedy godziny, dni, tygodnie mijają niezauważalnie? Kiedy życie toczy się obok Ciebie, bo Ty wyłączyłeś się ze świata? Kiedy jesteś, ale tak naprawdę Cię nie ma? Kiedy masz ochotę zniknąć i ustąpić miejsca na świecie komuś lepszemu, bo wiesz, że upadłeś na samo dno? Znasz to uczucie, kiedy śmierć staje się dla Ciebie ratunkiem od bólu i cierpienia, światełkiem na końcu ciemnego tulenu życia, kótre doszczętnie Cię sponiewierało? Kiedy każdego dnia budzisz się ze świadomością tego wszystkiego?

Tak bardzo chciałbym tego wszystkiego nie czuć..

You’re a shooting star I see. A vision of ecstasy.

Zatrzasnąłem cicho drzwi domu, miałem nadzieję, że chłopcy gdzieś wyszli, a moja obecność nie zostanie zauważona. Jednak moje wątpliwości zostały rozwiane, gdy usłyszałem salwę śmiechów dochodzącą z salonu. Przełknąłem ciężko ślinę. Wszedłem bez słowa do pomieszczenia i ruszyłem w kierunku schodów.
- Liam, może usiądziesz z nami i opowiesz jak było w Wolverhampton? - zatrzymał mnie głos Harrego. Co miałem im opowiedzieć? Jak stałem na szczucie klifu i zastanawiałem się czy skoczyć? Czy może jak leżałem na podłodze sypialni, dusząc się płaczem? Nie chciałem po raz kolejny ich okłamywać, wiem, że to nie było sprawiedliwe.
- Jestem zmęczony podróżą, wolałbym się położyć.- mruknąłem, mój głos był inny. Jakiś czas nie używany, zniekształcony chrypką, kaszlem i długim szlochem. Spojrzałem na Stylesa zmęczonym spojrzeniem, by zdecydował się jednak odpuścić. Gdy nie usłyszałem odpowiedzi, wdrapałem się po schodach do pokoju.

W pomieszczeniu panował bałagan, taki jaki zostawiłem. Rzuciłem walizkę w kąt, a z kieszeni wyjąłem paczkę papierosów i zapalniczkę. Otworzyłem okno i podpaliwszy papierosa, usiadłem na parapeicie, pozwalając moim nogom zwisać nad ogórdkiem. Spojrzałem w górę, kiedy z nieba zaczęły spadać białe maleńkie gwiazdki. Zawsze lubiłem zime, święta, rodzinną atmosfrę i cały ten klimat. Radość z pierwszego śniegu, robienie sobie prezętów, spędzanie wspólnego czasu, bitwy na śnieżki, lepienie bałwana i te sprawy. W tym roku nie czuję tego podniecenia związanego z tym, jak ziemia pierwszy raz, tegorocznej zimy pokrywa się białym puchem, przypominając o nieubłaganie zbliżającym się Bożym Narodzeniu. Taraz to dla mnie tylko kolejny impuls, kótry psuje mój nastój, na myśl, że będzie zimniej i bardziej ponuro. Oile tak się w ogóle da. Będąc dzieckiem, siedziałbym zadowolony w oknie i podziwiał jak z każdą sekundą coraz to grubsza pierzyna otula drzewa, domy i wszstko dookoła. Czułbym zapach choinki, kótrą ubrały moje siostry, pomieszany z tym charkterystycznym zapachem domu i herbaty z imbirem, którą na rozgrzanie robiła nam Mama. Słyszałbym trzask drewna palącego się w kominku i ciche odgłosy krzątania się po kuchni. Podziwiałbym ogóredk przystorojony lampkami, które zawsze rozkładaliśmy z Tatą, a zaraz potem, szliśmy na gorącą czekoladę z piankami. Co roku, święta były czasem, kiedy uśmiech nie schodził mi z twarzy, byłem naprawdę szczęśliwy w tym okresie spędzania czasu z rodziną. Nieważne ile miałem lat, zawsze Boże Narodzenie wyglądało tak samo, nigdy z tego nie wyrosłem. Aż do teraz. Kiedy żadna z tych rzeczy nie sprawiłaby mi przyjemności. Chyba że robiłbym to wszystko u boku Nialla, wiedząc że kocha mnie choć trochę tak jak ja Jego i mamy przed sobą wspólne, długie życie.

Wszedłem do pokoju, otrzepałem się ze śniegu i rzuciłem na łóżko. Liczyłem na chwilę spokoju, ale usłyszałem pukanie do drzwi. Postanowiłem je zignorować, udając że śpię. Po chwili drzwi skrzypnęły, a mnie przeszły ciarki, nienawidzę tego.
- Mogę na chwilę..? - usłyszałem cichy głos, okraszony irlandzkim akcentem. Moje serce przyspieszyło.
- O co chodzi?- byłem chłodniejszy niż chciałem, wiedziałem że go to rani i miałem ochotę się uderzyć.

The sweetest sadness in your eyes. Clever trick.

- Chciałbym Wam dzisiaj coś powiedzieć.. może Ty mnie nie uważasz już za przyjaciela, ale ja Ciebie tak i zawsze będę i chciałbym żebyś wiedział o tym..- oczy mu się przeszkliły, a ja nie byłem w stanie wydusić słowa. Kocham Cię Idioto, jesteś naważniejszą w moim nędznym życiu, oddałbym za Ciebie wszystko, łącznie ze sobą! Jesteś moim tlenem, moim nibem i słońcem! Jesteś powodem dla, kórego żyję, bo wierzę że może będziemy jeszcze razem! Jesteś każdą minutą mojego życia, każdym oddechem! Kocham Cię tak, że to aż boli. Kocham Cię tak, jak stąd do Neptuna. Żadne ludzkie słowa nie są w stanie opisać tego jakim uczuciem Cię darzę, bo nie ma takich słów, nie ma określenia na taki ogrom, nie ma, bo kocham Cię kążdą najmniejszą cząstką mojego ciała i całej tej planety na kórej żyjemy, kocham Cię każdą gwiazdą na niebie, wszystko co nas otacza jest cząstką mojej miłości do Ciebie ale to i tak zbyt mało powiedziane by wyrazić to wszystko co czuję względem Ciebie. I tylko dla tego nie wuważam Cię za przyjaciela, Jesteś mołością mojego życia. Sprawiasz że każdy najmniejszy drobiazg staje się cenny. Szkoda tylko że tego nie wiesz, a ja nie mogę Ci powiedzieć..- Więc chciałbym Cię poprosić żebyś za pół godziny, o 20, zszedł do salonu, dobrze? - spojrzał na mnie, a ja kiwnąłem głową.

You'll never love yourself half as much as I love you.

- Dobrze.- dodałem cicho.
- Dziękuję.- rzucił i zamknął drzwi.



***


Cause you’re all I ever wanted.

Usiadłem na fotelu. Czekaliśmy na Nialla i jego wiadomości. Blondyn wszedł do pokoju, a u jego boku stała Zoey. Trzymali się za ręce. Dziewczyna uśmiechała się szeroko, a Niall niepewnie patrzył na nas.
- Chciałem.. Chcieliśmy Wam coś powiedzieć.- zaczął.- Ja i Zo.. zaręczyliśmy się, bierzemy ślub..- wraz z zakończeniem tego zdania umarły wszelkie moje nadzieje. Ja umarłem. Siedziałem nieruchomo, sparaliżowany informacją jaką nam przekazał. Słyszałem jak wszystko we mnie pęka i umiera łkając chichotko Jego imię.- Li.. a Ty nic nie powiesz? - spojrzałem na chłopaków, którzy uśmiechali się szeroko.
- Ja.. gratulacje, na pewno będziecie szczęśliwi.. - powiedziałem na jednym wdechu, wkładając resztki siły jakie we mnie zostały, by się nie rozpłakać.- Przepraszam, jestem zmęczony, pójdę do siebie..- mruknąłem i wszedłęm schodami do góry by móc zniknąć za drzwiami pokoju.

So long my luckless romance. My back is turned on you. Should've known you'd bring me heartache. Almost lovers always do.

Usiadłem do biurka, wyjąłem kartkę i nakreśliłem szybko ostatnie kilka słów. Dla Niego. Włożyłem kartkę do koperty, którą podpisałem jego imieniem i wsadziłem za okładkę, to już ostatni wpis do mojego pamiętnika.

And I will make sure to keep my distance. Say "I love you" when you're not listening.

Teraz wyjdę z domu, ostatni raz. Zostawię za sobą tylko echo zamykanych drzwi i ten zeszyt. Żeby nie musieli zastanawiać się dlaczego. Dlaczego Liam Payne, człowiek z idealnym życiem, zrobił coś takiego? Dlaczego człowiek, który miał więcej niż niejeden chciałby mieć, skończył swoje życie? Odpowiedź była tutaj.

Przepraszam. Przepraszam, że byłem zbyt słaby, by się podnieść. Przepraszam, że nie wytrzymałem tego bólu. Przepraszam, że nie umiałem cieszyć się razem z Nim. Przepraszam, że nie potrafiłem żyć bez Niego. Przepraszam, że trzymałem się jak koła ratunkowego, nadziei że może On mnie kocha. Przepraszam, że się łudziłem. Przepraszam za każdą Jego łzę z mojego powodu. Przepraszam, że dałem komukolwiek powody do zmartwienia. Przepraszam, że zająłem Wasz cenny czas, sobą, nic nie wartym, pustym sobą, który nie potrafił przyznać się do tego kim jest i co czuje. Przepraszam...

Niall, dwoma słowami zakończyłeś moje życie. Uratowałeś mnie. Dziękuję.


Goodnight, to every little hour that you sleep tight. May it hold you through the winter of a long night. And keep you from the loneliness of yourself. Heart strung is your heart frayed and empty. Cause it’s hard luck, when no one understands your love. It’s unsung, and I say. Goodnight, my love, to every hour in every day. Goodnight, always, to all that’s pure, that’s in your heart...

sobota, 2 marca 2013

Informacja.

Cześć Pysie!

Bardzo długo nad tym myślałam i zdecydowałam się zawiesić tego bloga, na jakiś czas. Sama nie wiem ile to potrwa. Nie chciałam tego robić, ale nie mam pomysłów na kontynuację SD. Piszę rozdział, nie wiem jednak ile mi to zajmie. Ostatnio pomyślałam, że zamknę to opowiadanie na prologu + 5 rozdziałach + epilogu. Jednak to nie oznacza zupełnego końca. Myślę o drugiej serii, pisanej z innej perspektywy, opisującej dalsze losy bohaterów SD. I tutaj mam pytanie do Was. Szczęśliwe, czy smutne zakończenie? Od tego zależy jaka będzie część druga. Bardzo liczę na Waszą pomoc i bardzo przepraszam, że Was zawiodłam.

Do następnego, mam nadzieję jak najszybciej. :) xx

Love, 

@maaluutkaax33

wtorek, 29 stycznia 2013

4. Silence conspiracy.

*music*

12 grudnia 2012

Don't look back, but if you don't look back. I'm only learning than how to make all the same mistakes again.

Zamknięty w pokoju pełnym poczucia winy, leżałem analizując całą sytuację. Każda ściana, każdy przedmiot, aż krzyczały jak wielki błąd popełniłem. Próbowałem zasnąć. Jednak kiedy tylko przymykałem powieki widziałem te błękitne tęczówki pełne; zaskoczenia? złości? niedowierzania? obrzydzenia? niechęci? odrzucenia? Wszystkiego czego się bałem. Najbardziej zabolał zawód jaki wyczytałem z jego twarzy. Nigdy nie chciałem nawet pomyśleć o tym, że on mógłby się mnie brzydzić. To tak jakby cały świat umarł w jednej chwili. Najpiękniejszej chwili mojego życia. Dlaczego on oddał pocałunek? Dlaczego dotykał mnie w taki sposób? Jakby mu zależało. Jakby czerpał przyjemność z dreszczy przepływających przez moje ciało, pod wpływem dotyku jego delikatnych dłoni.

Potrząsnąłem głową, żeby wyrzucić to wspomnienie. Te palące rany. Ból psychiczny nie do opisania. Powolna śmierć uczuć, która się rozpoczęła jakiś czas temu, przeszła na kolejny poziom zaawansowania. Wszystko w co wierzyłem umarło, wraz z chwilą kiedy w tych zwykle uśmiechniętych tęczówkach, zobaczyłem obrzydzenie. Wtedy wszystko mnie już przerosło.
Musiałem sobie ulżyć, w jakikolwiek sposób. Wypaliłem paczkę papierosów, ale nie pomogło. Próbowałem pić, ale wręcz pogorszyło się.

Lately, I’ve been going crazy.

 Po długich zastanowieniach stwierdziłem, że dzisiaj nic innego mi nie pomoże.. Wstałem i powłócząc nogami skierowałem się do łazienki. W tym samym momencie co ja, ze swojego pokoju wyłonił się Niall. Lecz kiedy tylko mnie zobaczył uciekł do pokoju trzaskając drzwiami. Poczułem jak do oczu cisnął mi się łzy. Przyspieszyłem kroku i zakluczyłem drzwi. Wyjąłem z szafki mały skrawek metalu.
Takie maleństwo, a tak wiele potrafi zmienić. Potrafi pomóc lepiej niż nie jeden psycholog.

Będąc w samych bokserkach usiadłem na zimnych płytkach. Moje rozgrzane plecy w kontakcie z wanną spowodowały nieprzyjemny dreszcz. Westchnąłem cicho i przyłożyłem żyletkę do nadgarstka.

Tak obiecałem, że nigdy więcej. Ale co z tego?

Pierwsza fala bólu przyszła wraz z pierwszym pociągnięciem. Kolejne były mniejsze. Ale kojące. Dały spokój, którego od tak dawna szukam. Mój przegub ozdobił krwawiący napis. Proste; I'm sorry. Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Liam pospiesz się! Ile można?!- głos Harrego dochodził zza drzwi.
- Mhmm- mruknąłem i wstałem. Owinąłem rękę ręcznikiem i założyłem swój szlafrok. Starłem plamy krwi, a żyletkę wrzuciłem do kieszeni. 'Później dokończę'- przemknęło mi przez głowę. Spojrzałem na siebie w lustrze. Co się ze mną stało? Kim ja się stałem? Prychnąłem i otworzyłem drzwi. Ujrzałem zniecierpliwionego Hazze, który kiedy mnie zobaczył jakby złagodniał.
- Wszystko okej Li?- uśmiechnął się
- Tak, jest okej.- wymusiłem uśmiech i zniknąłem za drzwiami swojego pokoju.
Zastanawiałem się przez chwilę jak realnie zabrzmiałem. Pewnie zaraz ktoś zapuka do moich drzwi i zacznie zadawać jakieś męczące pytania. Jakby trudno było pojąć że chcę być sam..

Zrzuciłem z siebie szlafrok, zakrwawiony ręcznik wyrzuciłem do śmietnika.

Moi przyjaciele są na tyle głupi albo ślepi, czy może ja jestem takim dobrym aktorem? Może mój wymuszony uśmiech stał się codziennością i nikt już go nie widzi? Może nie chcą widzieć? 

Under haunted skies I see you, where love is lost.

Westchnąłem po cichu. Sięgnąłem po papierosa. Odpaliłem go i ruszyłem w kierunku okna. Chwila i kojące, mroźne powietrze opływało moje rozgrzane ciało. Drobna gęsia skórka przyozdobiła skórę. Zaciągnąłem się dymem i odetchnąłem. Miarowy oddech był jedynym dźwiękiem w moim pokoju. Na zewnątrz odgłosy nocy ograniczyły się do minimum, dając mi możliwość napawania się wszechobecną ciszą i spokojem.

Spokój, tak to było zdecydowanie to czego potrzebowałem.

Podmuch wiatru. Wzdrygnąłem się. Jednocześnie do mojej głowy wpłynęła myśl. Potrzebuję odpoczynku od jego niebieskiego spojrzenia. On ode mnie też. 
Wyjąłem walizkę i wrzuciłem do niej wszystko co jeszcze było czyste. Ubrałem się ciepło i po cichu wyszedłem z domu. Na dworcu kupiłem bilety na pierwszy pociąg do Wolverhampton.

~*~

Zapukałem w śnieżnobiałe drzwi tak dobrze znanego mi domu. Wspomnienia same wracały, kiedy tylko stawałem na progu. Te złe i te dobre. Prześladowanie w szkole, załamania, przepłakane noce. Wspólne rodzinne kolacje, miłość i wsparcie. Miejsce do którego zawsze mogłem wrócić. O każdej porze, każdego dnia. Z problemem lub bez. Tak po prostu. Mimo wyjątkowo późnej godziny światło w korytarzu zapaliło się, a mnie po chwili przywitał uśmiech rodzicielki. Odwzajemniłem gest i rzuciłem jej się na szyję. Wtuliłem się w drobną kobietę i znów poczułem się jak mały, beztroski chłopiec. Jej dłoń głaskała uspokajająco moje plecy, dzięki czemu problemy odeszły w niepamięć. Czułem jej matczyne ciepło i miłość jaką mnie darzyła. Zawsze, nie ważne kim bym był, bądź kim się stanę. Uwielbiam w tej osóbce to, że nigdy nie zadaje zbędnych pytań, czeka aż sam poruszę temat. Daje mi wsparcie, bez względu na wszystko.

A past lost in space.

- Czemu nie zadzwoniłeś?- uśmiechnęła się szerzej i pogłaskała mnie po policzku.
- Chciałem Wam zrobić niespodziankę.- złapałem jej kruchą dłoń i ucałowałem delikatnie. Byłem jej naprawdę wdzięczny za te wszystkie lata.
- Zjesz coś?- napomknęła gdy usiadłem za kuchennym blatem.
- Dziękuję, nie jestem głodny.- odparłem
- Cieszę się, że Harry namówił Cię na przyjazd tutaj.- rodzicielka spoczęła naprzeciwko mnie.
- Co? Jak to Harry?- mój humor od razu się pogorszył
- Dzwonił do mnie, miał Cię przekonać na przyjazd tu. Widział, że potrzebujesz odpoczynku.- kobieta wyraźnie się speszyła.
- Nie wierze. Ty też robisz coś za moimi plecami? To jakaś zmowa milczenia?!- wstałem gwałtownie, przewracając przy tym krzesło. Nie chcąc kontynuować tej rozmowy, odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z domu trzaskając drzwiami.
Może reagowałem zbyt gwałtownie, ale myśl że osoba której ufałem najbardziej na świecie zrobiła coś za moimi plecami, sprawiła mi ogromny ból.

*music*

Brytyjska pogoda jak zawsze mnie nie zawiodła. Z nieba zaczął padać siarczysty deszcz. Przyspieszyłem kroku, chciałem jak najszybciej dojść do celu.

This is the end. Hold your breath and count to ten. Feel the Earth move and then. Hear my heart burst again

Usiadłem na ławce pod dużym dębem. Oparłem się i westchnąłem głośno. Miałem ochotę się rozpłakać. Dać upust emocjom, w jakikolwiek sposób. Przymknąłem oczy i odchyliłem głowę. Trwałem w bezruchu, wsłuchując się w otaczające dźwięki. Noc przeradzała się w dzień. Poświata wschodzącego słońca dała znak przyrodzie. Od najniższych warstw ściółki rozpoczynało się codzienne życie.
- Jakieś problemy?- wyrwał mnie z zamyślenia męski głos.
- Skąd ten wniosek?- zapytałem nim zdążyłem ugryźć się w język.
- Ludzie, u których wszystko okej nie przesiadują w parku o 5 nad ranem, z miną skazańca.- chłopak uśmiechną się delikatnie.

Ten uśmiech. Radosne zielone oczy z dozą smutku w głębi. 

- W takim razie co tu robisz?- pytałem bez ogródek. Miałem wrażenie, że znam tego chłopaka od zawsze.
- Trudno jest być gejem w małym mieście. Zresztą sam dobrze o tym wiesz, Li.- szatyn zaśmiał się.
- Li? Skąd Ty..?- spojrzałem ze zdziwieniem w zielone tęczówki.
- Liam, naprawdę mnie nie poznajesz? Nie pamiętasz?- posmutniał
- Nie.. Chyba.. Ale wydaje mi się, że skądś Cię znam..- jąkałem się szperając w pamięci w poszukiwaniu tych głębokich zielonych oczu i brązowej grzywki.
- A jeszcze trzy lata temu mówiłeś, że mnie kochasz..- szatyn spuścił głowę.
- Co? Ja.. Luck..- olśniło mnie..

'- Luck zaczekaj!- krzyknąłem za ciemnowłosym.
- Chodź Li! Mam dla Ciebie niespodziankę!- do moich uszu doszedł wesoły śmiech mojego chłopaka.
Biegliśmy trzymając się za ręce. Leśna droga zaprowadziła nas na małą, skalną skarpę. Usiedliśmy na brzegu i wpatrywaliśmy się w przestrzeń przed nami. Poczułem dłoń na swojej. Uśmiechnąłem się i ułożyłem głowę na ramieniu partnera. Objąłem ramieniem jego talię i wtuliłem w bok zielonookiego. Każda chwila z nim spędzona była radością nie do opisania. Było nam ciężko. Wolverhampton to małe miasto. Wszyscy wiedzieli. Jedni nas wspierali, inni wytykali palcami, ale mieliśmy siebie i to się dla nas liczyło. Zacząłem pod nosem nucić pierwszą lepszą melodię.
- Lubię kiedy śpiewasz.- zielone tęczówki spojrzały na mnie z miłością.- Powinieneś wykorzystać swoje umiejętności Skarbie.
- Już raz próbowałem i..
- Shh. Uda Ci się Li. Słyszysz? Uda Ci się. Jesteś wspaniały i ludzie Cię docenią. Nie bój się. Zawsze będę Cię wspierał. Kocham Cię.- Luck ujął moją twarz w dłonie.
- Ja Ciebie też Lucky. Dziękuję.- złączyłem nasze wargi w delikatnym pocałunku.- Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił.- szepnąłem w jego usta.
- Zginął byś marnie zamknięty w swoim pokoju. Potrzebujesz pewności siebie. Musisz uwierzyć w to jaką wspaniałą osobą jesteś i jak wiele potrafisz. Twój głos jest piękny, jak Ty cały. Masz anielski głos, taki ciepły i pełny emocji. Jesteś jak otwarta księga Li, oczy i wokal wyrażają każdą Twoją emocję. I jesteś cholernie słodki kiedy tak się rumienisz.- chłopak zaśmiał się i pogłaskał mnie po policzku. Schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Przestań już Luck..- poprosiłem przygryzając delikatnie skórę na szyi szatyna.- Nie lubię kiedy to robisz.- mruknąłem
- Mówię Ci prawdę Kochanie. Nie lubisz tego bo nie wierzysz w siebie. A to bardzo źle.- chłopak złapał mnie za podbródek i zmusił do patrzenia w swoje zielone tęczówki.- Jesteś najwspanialszą osobą na świecie. Uwierz w końcu w siebie, a wtedy osiągniesz sukces, obiecuję Ci to. Zaufaj mi.
- Ufam Ci, zawsze.- szepnąłem.
- Spróbujesz jeszcze raz w X Factor?- uśmiechnął się
- Ja..
- Dla mnie Li, proszę.- szatyn wiedział jak mnie podejść.
- Dobrze. Spróbuję.- pocałowałem go i znów wtuliłem w jego bok.'

We’re about to make some memories.

- Widzę, że to jąkanie się Ci zostało. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.- melodyjny śmiech szatyna dotarł do moich uszu. Wszystkie wspomnienia odżyły.
- Jak ja mogłem Cię nie poznać..?- złapałem się za głowę.
- Jesteś teraz sławny. Masz dużo spraw na głowie, ja to rozumiem.
- Minęło tyle czasu..
- Wiem. A tak swoją drogą to ładnie mnie witasz po takim czasie.- radosne zielone tęczówki spojrzały na mnie. Luck rozłożył ramiona, a ja bez wahania wtuliłem się w niego.
- Miałeś rację. Pewne rzeczy się nie zmieniają. Ciągle te same perfumy.- zaśmiałem się prosto do ucha chłopaka.
- Pamiętasz jeszcze?
- Pamiętam, Lucky.
- Dobra, koniec tych przyjemności Kochany. Mów mi co Cię gnębi.- szatyn spojrzał mi w oczy.
- Lucky.. to nie tak, że Ci nie ufam, ale nie chcę o tym mówić..- spuściłem wzrok.
- Hej. Widzę, że coś złego się z Tobą dzieje. W Internecie piszą, że nie chodzisz na próby, bo imprezujesz całe noce i za każdym razem wracasz z inną dziewczyną. Liam, kobiety? Jesteś aż tak zdesperowany? Ktoś Cię skrzywdził? Co się stało?- chłopak złapał mnie za brodę, bym spojrzał mu w oczy.- Możesz mi o wszystkim powiedzieć. Jesteś dla mnie nadal bardzo ważny, nie chcę żebyś był taki smutny.
- Ty też przeze mnie cierpisz..
- Nie, już nie Li. Przyzwyczaiłem się do tego, że odnosisz sukcesy i nie masz czasu na takie związki.
- Nie, to ja o Tobie zapomniałem. Dzięki Tobie mam to wszystko, a tak po prostu zerwałem nasz kontakt.. Przepraszam.
- Przestań Liam. Ja nie mam Ci za złe. Powiedz co Cię męczy. Będzie Ci lepiej.- szatyn potarł moje ramię.
- Zakochałem się.. najzwyczajniej w świecie się zakochałem. W kimś tak cholernie nieodpowiednim, że bardziej się już nie da.- poczułem pieczenie w gardle, a obraz przesłoniły mi łzy.- A najgorsze jest to, że nikt o mnie nie wie. Nikt nie wie, że jestem..- załamał mi się głos.- gejem..
- Ale chłopaki z zespołu Cię zaakceptowali, więc możesz im o tym wszystkim powiedzieć, tak?
- Nie zaakceptowali, bo o niczym nie wiedzą. I nie mogą bo zakochałem się w jednym z nich...
- Nie powiedziałeś im, że jesteś homoseksualny? Liam oszalałeś?- Luck spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Znienawidzili by mnie, ni..
- Teraz Cię znienawidzą, za to że to ukrywałeś Liam. Gdzie się podział Twój rozsądek? Szczerość? Musisz im jak najszybciej o tym wszystkim powiedzieć, słyszysz? Oni nie zasługują na to żeby być oszukiwani. Na pewno Ci pomogą. Który z nich skradł Twoje serce? Harry?
- Boje się ich reakcji.. Strata tej czwórki to najgorsza rzecz jaka mogłaby mi się przydarzyć. Nie, to nie Harry, a czemu o nim pomyślałeś?
- Jeśli są prawdziwymi przyjaciółmi nie zostawią Cię. Zawsze miałeś słabość do zielonych oczu.- uśmiechną się delikatnie.
- To prawda i tak jest do tej pory.. Ale chodzi o Nialla.. Luck, nie obraź się, ale ja nie chcę o nim rozmawiać. Zbyt wile się wydarzyło. To trudne dla mnie.. Muszę iść. Do zobaczenia kiedyś.- przytuliłem szatyna i odszedłem nie odwracając się z siebie.


Never thought it’d hurt so bad, getting over you.


Przemierzałem rozświetlane porannym słońcem ulice rodzinnego miasta. Czułem jak oczy same się zamykały. Byłem taki zmęczony tym wszystkim. Zaczynałem odczuwać brak poczucia, że uroczy blondyn jest w pokoju obok. Tęskniłem. Tak po prostu. Najzwyczajniej w świecie. Zabrakło cichych dźwięków gitary roznoszących się po całym domu, dodając mu tej specjalnej atmosfery. Westchnąłem, jakby to miało w czymkolwiek pomóc.

Pchnąłem drzwi wejściowe i nie racząc nikogo nawet spojrzeniem, nie wspominając o jakimkolwiek słowie, przemknąłem do łazienki. Zrzuciłem ubrania i wszedłem pod strumień gorącej wody. Moje mięśnie przyjemnie się rozluźniły, a cały ciężar psychiczny jaki nosiłem zelżał. Wtarłem w ciało czekoladowy żel, który ukoił zmęczone zmysły. Spłukałem pianę i wyszedłem na zimne płytki. Gęsia skórka zawładnęła całą powierzchnią ciała. Woda skapywała na podłogę. Stałem i patrzyłem na swoje odbicie w lustrze.

Kim Ty jesteś?

Gdzie się podziały te ogniki radości tańczące w brązie tęczówek? Gdzie ten promienny uśmiech? Zniknął. Nieodwracalnie. Nie poznaję samego siebie. Widzę obcego mężczyznę. Zmęczonego życiem. Facet, który potrzebuje kogoś kto odwzajemni jego uczucia. Ale nikt go nie chce. Każdy odrzuca jego serce, co dzień łamiąc je na koleje tysiące małych kawałeczków. Zraniony z własnej winy. Bezradny. Beznadziejny. Nic niewarty. Sam, wśród ludzi. Nikt go nie rozumie. Nikt nic nie wie. 

Słona łza spłynęła po policzku. 

- Nie płacz tchórzu! Chociaż raz pokaż że jesteś silny. Raz się nie załamuj! Zapomnij jak wiele Cię to kosztuje. Podnieś głowę i walcz z każdą nadchodzącą godziną!- skarciłem się.
Oczy piekły coraz bardziej. Nie potrafiłem przestać. Zawijając biodra ręcznikiem skierowałem się do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko, nie przejmując się mokrym ciałem. Chciałem w końcu zasnąć.

Crying off my face again. The silent sound of loneliness wants to follow me to bed.

________________________________________________

Witam Pyszczki :) 
Przepraszam za tak długą przerwę. Wena wyjątkowo zawodziła. :c
Rozdział do najlepszych nie należy. Przepraszam za literówki i błędy. 
Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze. Jesteście najlepsi. 

Enjoy xx