niedziela, 30 września 2012

2. Venomous memories.

*music*

3 grudnia 2012

 My head turn to face to floor. Cause I can't look you in the eyes.

Pożądanie... Pragnienie nie do spełnienia.

Jego ciepły oddech otulał delikatnie moją szyję. Czułem jego ręce pod moją koszulką. Jego place wodziły po moich mięśniach brzucha, wywołując przyjemne dreszcze. Jego rozgrzane wargi dotknęły mojej szyi. Zadrżałem nieznacznie pod wpływem tego upragnionego gestu. Jego język tworzył mokrą ścieżkę od mojej szczęki, aż do obojczyka. Jego prawa dłoń zjechała powoli na moje biodro, drażniąc subtelnie skórę. Słodki zapach jego perfum przyjemnie łaskotał moje nozdrza. Każdym milimetrem mojego ciała czułem jego bliskość. Ciszę rozrywały nasze przyspieszone oddechy i zsynchronizowane w najpiękniejszą melodie bicie naszych zniewolonych serc. Karmiłem się wszelkim jego dotykiem. Jakikolwiek kontakt naszych samotnych, zagubionych dusz, ograniczanych przez naszą cielesność, pobudzał wszystkie moje stęsknione za czułością i dotykiem komórki. Zainspirowany tęsknotą za bliskością innej osoby drżałem pod wpływem najmniejszego muśnięcia Blondyna. Łaknąłem dotyku jego delikatnych puszków na powierzchni mojego rozgrzanego ciała. Jego malinowe wargi z finezją obdarowywały drobnymi, wilgotnymi pocałunkami moją szyję. Czułem jak szkarłatna ciecz buzuje w moich tętnicach, niczym ptak trzepoczący skrzydłami by uwolnić się ze złotej klatki. Bezwstydnie wsunąłem dłonie pod jego obcisłą, czerwoną koszulkę polo. Do moich uszu doszło przytłumione westchnienie. Pragnąłem czuć pod opuszkami fakturę jego alabastrowej skóry. Chciałem dotknąć ustami każdego najmniejszego fragmentu jego ciała. Chciałem trwać w niepoprawnej chwili zapomnienia, zatapiając się grzesznie w jego malinowych wargach. Zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Odsunąłem się od niego nieznacznie. Wpatrywałem się w lazur jego tęczówek, widziałem w nim pożądanie i podniecenie. Małe iskierki dawały wrażenie jakby jego oczy świeciły swoim blaskiem, rozświetlając moje monotonne życie. On był tym czego w tamtej chwili szukałem. Był moim portem, moją ucieczką. Blondyn muskał ustami moje policzki. Czułem na swojej skórze jego jedwabisty oddech. Otulał mnie słodki, brzoskwiniowy zapach jego szamponu. Każdy jego najmniejszy dotyk powodował, że potrzebowałem więcej. Był moim tlenem i moją wodą. Moim słońcem i moim księżycem. Był jak ta najjaśniejsza gwiazda na granatowym niebie. Gwiazda, która świeciła tylko dla mnie. Jego wargi były moim narkotykiem. Tym co uzależniało najbardziej. Czułem jego rozpalone ciało przylegające od mojego. Materiał naszych ubrań był zbyt cienki by powstrzymać nasze zmysły. Nasze rozgrzane ciała lgnęły do siebie łaknąc czułości i namiętności jaka rosła między nami. Poczułem jak Blondyn podnosi tkaninę niepotrzebnej w tamtej chwili koszulki, by po chwili móc napawać się widokiem mojego nagiego torsu. Jego delikatne dłonie badały każdy skrawek mojej odkrytej skóry. Niewiarygodne jest to jakim spełnieniem napawały mnie jego palce błądzące po zagłębieniach między mięśniami mojego brzucha, lub drobne pocałunki składane na moim torsie. Moje mięśnie spinały się gdy dłużej niż sekundę nie czułem jego bliskości. Łóżko ugięło się nieznacznie, a na moich biodrach pojawił się przyjemny ciężar. Przyciągnąłem mojego towarzysza przyjemności do siebie, zmniejszając jednocześnie to co tak boleśnie dzieliło nas na co dzień. Odległość. Czułem jego tors na moim. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, by móc odpłynąć w zapomnienie. Nasze zniecierpliwione zbyt długą rozłąką wargi połączyły się w pełnym oddania pocałunku. Pieściłem usta chłopaka wkładając w to całego siebie. A on pełen zrozumienia oddawał tą samą pełną pasji pieszczotę. Niall przejechał językiem po mojej dolnej wardze, przyprawiając mnie tym samym o dreszcze przechodzące przez całe ciało. Takie drobne gesty dawały mi do zrozumienia jak bardzo pragnąłem tego doznania. Rozchyliłem lekko wargi dając współodczuwającemu więcej możliwości. Jego język pieścił moje podniebienie, a ja bez wahania oddawałem przyjemność, rozkoszując się chwilą. Zabrakło nam tchu. Oderwaliśmy się od siebie, pozwalając by odległość znów wdarła się między nas. Pchnąłem blondyna na miękki materac mojego łóżka, które bez niego było zimne i puste. Usiadłem na nim okrakiem. Chcąc jakoś upamiętnić nasze zatracenie w sobie nawzajem, przyssałem się do jego alabastrowej skóry, by po dłuższej chwili napawania się dławionymi jękami Horana, oderwać się z mlaskiem obwieszczającym zakończenie mojego dzieła. Uśmiechnąłem się widząc sporych rozmiarów malinkę na szyi chłopaka. Do moich uszu dobiegł cichy śmiech Nialla. Musiał ujrzeć malującą się w moich mlecznych tęczówkach satysfakcję pomieszaną z dumą...


Wake up, I need wake up. Maby if I face up to this. I can make it through this. Closer, maybe I'll be closer. Stronger then I was before I make this something more.

Przeraźliwy dźwięk burzący spokój i ciszę panującą w pokoju. Wyrwany z najpiększego i jednocześnie znienawidzonego snu, otworzyłem leniwie oczy. Zimowe promienie słońca za wszelką cenę starały się przebić przez ciemny materiał zasłon. Jednak nic z tego. Ich marzenia o rozjaśnieniu tego smętnego i szarego, pomimo żywego koloru ścian pokoju, spełzły na niczym. Tak samo jak moje. Wstałem by odprawić mój codzienny rytuał. Zapalić papierosa.


Jak bardzo chciałem uciec od rzeczywistości? Jak wiele byłbym w stanie zrobić by do tego doszło?


Myślenie o chodziennych, przyziemnych sprawach stawało się uciążliwe, każdego dnia bardziej.Chciałem móc obracać się tylko w tej sferze mniej życiowej, jednak tak bardzo realistycznej. Tak, czułem się tak jakby parę godzin temu jego ciało przylegało do mojego idealnie się w nie wpasowując. Jakby to wszystko co wytworzyła moja wyobraźnia by mnie gnębić było prawdą. Jakież było moje rozczarowanie kiedy zszedłem na dół by jednak wykonać te pozornie nieistotne, poranne czynności jak zjedzenie śniadania czy wypicie kubka herbaty przygotowanej przez Lou, a na szyi głównego bohatera moich fantazji nie było ani śladu malinki. Tak działo się za każdym razem.


 I hope that you catch me 'cause I'm already falling.

Mój mózg nie wiedział już którą ewentualną opcją przyszłości mnie dręczyć.


Chcąc po raz kolejny uciec od samego siebie udałem się pod prysznic. Krople ciepłej wody ogrzewały przyjemnie moje ciało. Stałem z głową spuszczoną w dół. Pozwoliłem przyjemności owładnąć moją osobą. Chwyciłem żel i rozprzestrzeniłem go po całej powierzchni skóry. Przyjemny zapach pomarańczy roznosił się wraz z parą po całej łazience. Aromatu dopełnił mój jabłkowo-cynamonowy szampon. Całość dawała ukojenie i jednocześnie rozbudzała zaspany jeszcze organizm. Wyłączyłem wodę. Zdjąłem z wieszaka puchowy, zielony ręcznik. Wytarłem dokładnie ciało i włosy. Ubrałem czyste bokserki od Armaniego i opuściłem moją świątynie. Będąc w pokoju wyciągnąłem z szafy niebiesko-szarą koszule w kratę i czarne rurki z niskim stanem. Chcąc nie chcąc byłem zmuszony dokończyć poranną toaletę. Umyłem zęby i ułożyłem jakoś moje niesforne włosy. Na koniec całość zwieńczyłem odrobiną ulubionych perfum. Gotowy do wyjścia podpaliłem papierosa i zaciągnąłem się dymem. Miałem jeszcze chwilę do wyjścia, ale i tak już z papierosem w ustach zszedłem na dół i nie chcąc kolejnej niepotrzebnej konfrontacji na temat mojego zachowania, ubrałem moje białe conversy. Wypaliłem bibułkę tytoniu. Przywdziałem mój firmowy uśmiech i biorąc przykład z przyjaciół założyłem kurtkę. Wyszedłem jako ostatni. Nie paliłem się jakoś specjalnie na tą próbę. Perspektywa kolejnego dnia spędzonego na wysłuchiwaniu wywodów na temat mojej osoby, a raczej zmian jakie we mnie zaszły, nie napawała mnie optymizmem. Ponad to ostatnio nie idzie mi najlepiej. Mylę teksty, gubię rytm. To denerwuje wszystkich, łącznie ze mną. Ciągle tylko słyszę;'Liam co się z Tobą dzieje?'. Ta wymuszona troska naszego managera czy innych członków naszej ekipy wcale mi nie pomaga. Te szepty na mój temat gdy tylko się odwrócę też nie. Potrzebuję zrozumienia, którego nikt tutaj nie potrafi mi zaoferować. Patrząc na miny chłopców przy kolejnej mojej pomyłce miałem serdecznie dość. Wyszedłem z budynku i szedłem przed siebie. Jak na złość grudniowa pogoda dała o sobie znać posyłając na ziemię deszcz. Szedłem, właściwie już całkiem przemoczony. Ale w sumie było mi to obojętne. Stanąłem przy barierce Tower Bridge. Spojrzałem na Tamizę. Woda szargana porywami zimowego wiatru, mącona przez strugi zimnego deszczu, tak bardzo przypominała mnie. Zagubiony liść, wystawiony na podmuchy wiatru i skazany na łaskę żywiołu. Fascynowało mnie to. Jak prosto było mi odnaleźć spokój w czymś co ma tak potężną władzę by dawać życie i odbierać je w każdej chwili. Woda taką właśnie ma. Ciekawiła mnie swoją siłą, ale za razem delikatnością. Na moście nie było nikogo innego. Do czasu. Nie wiem ile tam stałem. Nawet nie zorientowałem się kiedy przestało padać. Z mojego letargu wyrwał mnie dopiero Blondyn opierający się o barierkę tuż obok mnie.
- Martwiłem się.- wypłynęło z jego ust w nienagannym irlandzkim akcencie. Nie chciałem się odzywać, więc obdarzyłem go tylko przelotnym spojrzeniem i znów wbiłem wzrok w Tamizę.
- Liam, czy ja zrobiłem coś źle?- zapytał ni stąd ni zowąd przerywając dłuższą chwilę ciszy. Pokręciłem przecząco głową, nawet na niego nie patrząc.
- Odnoszę wrażenie, że mnie unikasz. To boli. Jeśli coś zrobiłem to powiedz.- chłopak przeszywał mnie swoim lazurowym spojrzeniem.
- Nie unikam Cię Niall i naprawdę nic nie zrobiłeś.- odezwałem się w końcu i uśmiechnąłem delikatnie w stronę przyjaciela.
- Czemu uciekłeś?- wiedziałem, że kiedyś o to zapyta. Właściwie to nie potrafiłem mu udzielić odpowiedzi.


The world is coming down on me and I can't find a reason to be loved. I never wanna leave you but I can't make you bleed.

- Bo i tak nic tam ze mnie nie było. Widziałem, że macie dość moich błędów.- pierwszy raz od jakiegoś czasu nie wyminąłem się z prawdą.
- Szukaliśmy Cię, wiesz? Baliśmy się o Ciebie. Ja się bałem.- Irlandczyk spojrzał na mnie z troską i objął ramieniem.
- Przepraszam.- mruknąłem
- Chodź do domu. Jesteś cały przemoczony. Ja też lubię patrzeć na Tamizę kiedy mam gorszy dzień, ale nie kiedy pada.- zaśmiał się i pociągnął mnie w stronę domu. Całą drogę chłopak nawijał jak najęty. A ja patrzyłem na niego tylko, chłonąc jego obraz, bądź analizując fakturę jego twarzy. Ewenutalnie co jakiś czas przytakiwałem na znak, że go słucham co niekoniecznie było prawdą. Korzystałem po prostu z chwili kiedy mogłem mu się bez karnie, do woli przyglądać. Tak zwyczajnie. Nie narażając się na dziwne spojrzenia, zdegustowane wyrazy twarzy, czy podejrzliwe pytania. To był moment kiedy mogłem to uznać za coś normlanego. To była ta chwila słabości w której mogłem zatopić się w jego błękitnych oczach w tle słysząc ten cudowny śmiech, lub uspokajający głos. Pragnąłem aby ta droga do domu trwała w nieskończoność, ale nie udało się. Wchodząc do domu napotkałem tylko spojrzenia reszty zespołu wyrażające jak bardzo głupie było to co zrobiłem i jak bardzo się o mnie martwili. Podarowałem im tylko ciche 'Przepraszam, nie chciałem Was denerwować.' I poszedłem na górę. Słyszałem jak jeszcze o mnie rozmawiali. Nie rozumieją mojego zachowania z ostatnich dni.

 
Nie zrozumieją go nigdy.


Usiadłem na łóżku niebardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Obrzuciłem spojrzeniem mój pokój. Zawsze panował w nim porządek i ład. Lecz nie teraz. Wszędzie leżały puste butelki, puszki i opakowania po papierosach. Na ziemi porozżucane ubrania tworzyły warstwę przez którą ledwo było widać dywan. Wśród rzeczy spostrzegłem coś co wyjątkowo przykuło moją uwagę. Wstałem i powłucząc nogami podszedłem do sterty przedmiotów. Chwyciłem ramkę i przyjżałem się zdjęciu. Uśmiechnięta twarz blondyna tuż koło mojej. Nasze szczerzące się mordki stykające się policzkami. Radość w moich oczach spowodowana jego bliskością. Pamiętam kiedy zrobiliśmy to zdjęcie. Byliśmy wtedy w studio. Nudziło nam się więc zaczęliśmy robić sobie fotki. U niego w pokoju stoi taka sama. Przynajmniej tak było. Ale nie jestem pewny. Dawno tam nie byłem.. 


I'm the ghost of a boy. That I want to be most. I'm the shell of a boy. That I used to know well.

Wiele razy chciałem tam pójść i otworzyć się przed nim. Powiedzieć całą prawdę. Zaryzykować. Ale tchórzyłem. Zbyt się bałem jego reakcji. Bałem się odrzucenia. Wciąż się boje.


I trying my best to never let you in to see the truth. I'll never opened up.

Chcę się ukryć. Chcę zasnąć.. Chcę się nie obudzić..


*music*


4 grudnia 2012

There's nothing left. I used to cry, my inspiration has run dry. That's what's goin' on. Nothings fine I'm torn.

Nadszedł moment w którym moje życie ogarnęła ciemność nie do przejścia. Czas w którym nie ma już nic na czym mi zależy. Potrzebuję takich magicznych nożyczek, którymi mógłbym wyciąć te najgorsze wspomnienia mojego bezwartościowego życia.


Dzisiaj Niall był zadowolony bardziej niż zwykle. Przed obiadem oświadczył, że kogoś przyprowadzi do domu. Myślałem że chodzi o jakiegoś nowego kumpla. Ale bardzo się pomyliłem. 15.34 śmiało mogę powiedzieć, że to czas zgonu mojej duszy i pasji.
Dlaczego? Jaki jest powód tego wszystkiego?
O tej godzinie, mój Blondyn wrócił do domu. Pojawił się w salonie, a zza jego pleców wyłoniła się niska brunetka o błękitnych oczach. Wtedy wiedziałem już co usłyszę. Wiedziałem, ale we mnie wciąż tliła się nadzieja, że to jakaś kuzynka, bądź przyjaciółka. Jednak on jakby czytając mi w myślach zgasił ten drobny płomyczek jednym zdaniem:
- Chłopaki, to jest Zoey. Moja dziewczyna.


Cut out all the ropes and let me fall.

Ostanie słowa dźwięczały mi w głowie i roznosiły się po niej głośnym echem. Czułem jak do oczu nachodzą mi łzy. Wybiegłem z domu, bez kurtki i w samych skarpetkach. Biegłem przed siebie. Czułem jak każda moja komórka umiera z imieniem Horana na ustach. Wszedłem do pierwszego sklepu i kupiłem butelkę wódki. W aptece nabyłem żyletkę. Poszedłem do parku i usiadłem pod jakimś starym drzewem. Padało, było mi zimno, cholernie zimno, a moje życie ostatecznie miało się skończyć. Pociągnąłem duży łyk alkoholu i spojrzałem na błyszczący skrawek metalu w moich palcach. 'Chyba się zaprzyjaźnimy.'- mruknąłem do siebie. Nie miałem odwagi żeby to zrobić. 


Heart beats harder, time escapes me. Trambling hands touch skin, it makes this harder. And the tears stream down my face.

Dopiero kiedy opróżniłem większość butelki, przyłożyłem metalową przyjaciółkę do nadgarstka i przeciągnąłem po całej jego długości. Na początek zalała mnie fala bólu, ale po chwili było mi lepiej. Stworzyłem jeszcze klika krwawiących kresek. Kiedy oczy zaczęły same mi się zamykać zorientowałem się, że nie kontroluję tego co się ze mną dzieje. Próbowałem wstać, ale nie mogłem. Nie mogłem już nawet ruszyć ręką. Obraz rozmazywał mi się przed oczyma. Ostatnie co pamiętam to czyjś głos i szarpanie..


Miałem już nadzieję, że nie żyję. Że już nie będę dłużej musiał tego znosić.


Can't even get it right, no matter how I try, and I've tried.

Otworzyłem oczy, a pierwsze co zobaczyłem to rażące, jasne światło. Mrugnąłem parę razy i zauważyłem że jestem w szpitalu. Nadgarstki zawinięte bandażami. Obok mnie kroplówka. Nie udało się. Przymknąłem oczy. Usłyszałem charakterystyczne skrzypnięcie otwieranych drzwi i pociąganie nosem. Materac koło mnie ugiął się nieznacznie. Kolejne pociągnięcie nosem i dławiony płacz. Cichy szloch i przekleństwa pod nosem. Mamrotane przeprosiny. Zimna dłoń na mojej. Po raz kolejny podniosłem powieki, by sprawdzić do kogo należą te słowa. W nogach łóżka siedział Harry. Nie wiedziałem co mu się stało, dlaczego płacze. Westchnąłem, chcąc zwrócić na siebie uwagę młodszego chłopaka.
- Li? Jak dobrze, że się obudziłeś. Jak się czujesz?- zapytał łamiącym się głosem.
- Dlaczego płaczesz?- zapytałem, nie świadom tego jak słaby jest mój głos.
- Bo bałem.. baliśmy się, że.. że Ty..- spuścił głowę- że umrzesz..- głos załamał mu się zupełnie.
- Spokojnie, wszystko jest dobrze..- zapewniłem, kłamiąc po raz kolejny.
- Nie jest Liam. Z Tobą dzieje się coś złego i ja to wiem. A jeszcze Niall..
- Co Niall?! Co z nim?!- zaniepokoiłem się. Próbowałem usiąść, ale zatrzymał mnie ból w klatce piersiowej. Syknąłem przeciągle.
- Źle się czujesz?- Lokers podniósł się.
- Nie! Co z Horanem?- dopytywałem
- Pokłóciliśmy się, on wyszedł z tą swoją Zoey i go nie ma. Ma wyłączony telefon. Ale pewnie siedzi u niej..


Nie odpowiedziałem nic. Ukłucie w sercu zabrało mi oddech. Próbowałem jakoś to ustabilizować, ale nie mogłem. Zacząłem się dusić. Czułem, że umieram. Znów. Po sekundzie pojawili się lekarze. Założyli mi maskę tlenową. Poczułem jak blokada na moich płucach znika. Złapałem kilka głębokich oddechów. Widziałem to przerażenie na twarzy Hazzy. Z jego zielonych tęczówek znów płynęły łzy.


It's a little bit funny. This feeling inside, I'm not one of those who can easly hide. I don't have much money, but bou, if I did, I'd buy a big house where we both could life.

Bolało. Nigdy nie chciałem zranić żadnego z chłopców. Lecz ciągle to robię. 


- Hazza spokojnie..- bardziej wysapałem niż powiedziałem
- Obiecaj, że nie umrzesz. Błagam.- spojrzał na mnie wypraszająco.
- Kiedyś napewno..
- Teraz. Chodzi mi o teraz.. Przysięgnij, że nie..- widziałem jak ciężko mu wypowiedzieć te słowa.
- Przysięgam Harry. Ale nie płacz już. Chodź tu do mnie.- rozłożyłęm ręcę, a Loczek wpadł w moje ramiona. Wtulał się we mnie długi czas. Głaskałem go po głowie, wciąż obiecując, że nic mi się nie stanie. Do mojej sali wpadł Zayn. Widziałem, że jest zły. Przygotowaywałem się już na wiązankę na temat tego jak głupio się zachowałem.


- Payne! Czy Ty jesteś chory na głowę?! Co Ci odbiło do cholery!? Teraz tak rozwiązujesz swoje problemy?! Zawsze wolałeś z nami porozmawiać! Nie poznaję Cię ostatnio! Możesz nam powiedzieć co się z Tobą dzieje!? Martwimy się o Cibie idioto! Robisz takie rzeczy! Pomyśl co by się stało gdyby ta kobieta Cię nie znalazła!- Mulat na mnie krzyczał, ale wiedziałem, że robi to bo się martwił.


Co by się stało gdyby ta kobieta mnie nie znalazła? 


Byłoby mi lepiej. Nie musiałbym cierpieć. Patrzyłbym spokojnie z góry na tych wszystkich, którzy w jakiś sposób odczuli brak mojej osoby. Pilnowałbym wszystkich tych którzy byli dla mnie wartościowi. Tych których kochałem...
- Liam, czy Ty w ogóle przyjąłeś do wiadomości to co ja do Ciebie powiedziałem?- Zayn spojrzał na mnie karcąco, a koło niego nie wiem kiedy pojawił się Louis.
- Tak, przepraszam.- popatrzyłem na niego przepraszająco
Było mi wstyd. Jednak wtedy ból spotęgował się ponad wszystkie granice. Straciłem to co mi zostało. Nadzieję na lepsze jutro. Bardziej opadłem na miękką poduszkę. Przymknąłem oczy, czułem łzy gromadzące się pod powiekami. *Nie teraz, błagam nie teraz.*- pomyślałem. Czułbym się źle płacząc przy chłopakach. Musiałem przeczekać. Wziąłem kilka głąbokich oddechów i znów spojrzałem na moich przyjaciół. Czegoś mi brakowało. 


Czegoś ważnego. Bardzo istotnego w moim bezsensownym życiu.


Nie było jego. Jego zatroskanego spojrzenia spod bląd grzywki. Jego bezpiecznych ramion przygarniających mnie w uścisku. Jego zmartwionego tonu głosu, gdy opowiadał o tym jak bardzo się martwił. Nie było go. Czułem pustkę ogarniającą całe moje ciało. Chciałem żeby on teraz tu był. Żeby zapewnił że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Te puste słowa w jego ustach brzmiały lepiej niż u innych. Były bardziej prawdziwe. Dawały mi siłę, której dzisiaj mi zabrakoło kiedy zobaczyłem ich razem. Nie umiem opisać bólu jaki towarzyszył mi kiedy widziałem jak on na nią patrzy. Kiedy ptrzyłem jak uśmiecha się do niej i obejmuje ją. Zraniłem go miom zachowaniem?


Staring at the sink of blood.

Pewnie tak.


Wiem czego on oczekiwał. Chciał tego, bym cieszył się jego szczęściem razem z nim. Jednak ja nie umiem. Nie mogę się pogodzić z tym że ktoś inny niż ja daje mu to coś.


 I don't believe that anybody. Feels the way I do. About you now.

Moja tęcza straciła kolory. Wszystko stało się szare i nie istotne. Nic mnie nie cieszyło. Nie potrafiłem już nawet wymusić uśmiechu. Stałem się tylko skorupą. Bez duszy i sensu życia. Bez serca. Jedno zdanie sprawiło że wszystko jest mi obojętne. Mogę być lub nie. Mogę jeść lub nie. Mogę śpiewać lub nie. Mogę spać lub nie. Mogę wszystko, lecz nie muszę. Jestem wyprany z emocji. Nie czuję już tej potrzeby życia. Zwyczajnie mi się nie chce, rzuciłbym to wszystko najchętniej.


I don't know where I'm at. I'm standing at the back and I'm tired of waiting.

Dlaczego zawsze ja?


Takie męczące pytanie odbierało sen i apetyt. Dalczego zawsze muszę tracić to na czym mi zależy? Dlaczego nie mogę po prostu móc jak każdy zatopić się w wargach tej ukochanej osoby? Dlaczego muszę oglądać jak ktoś dostaje miłość od osoby która jest da mnie wszystkim? Dlaczego to nie jestem ja? Nie zasłużyłem? Nie zasłużyłem na miłość?
Nienawidzę sibie. Nienawidzę swojego gejostwa. Nienawidzę mojego życia...
Mogli przecież pozwolić mi odejść. Ale musieli myśleć tylko o sobie. Nie wzięli pod uwagę że cierpię, że nie chcę żyć. Uratowali mnie bo oni chcieli, ale mnie nikt o zdanie nie zapytał. 


NIE CHICAŁEM TEGO! NASTĘPNYM RAZEM MNIE ZOSTWACIE!


Sam już nie wiem czego potrzebuję.. Na pewno Nialla który właśnie teraz pewnie śpi u boku swojej błękitnookiej piękności, lub planują swój ślub.
Słodko, czyż nie? 


All that I have is on the floor.

Jednak nikogo nie ochodzi to, że kiedy widzę tych dwoje razem umieram od środka. Powoli, stponiowo, każdego dnia bardziej. Nikt o tym nie myśli. Jego to już nie obchodzi, już nie jestem mu potrzebny. Ma swoją ukochaną brunetkę i już nikt inny mu nie potrzebny. W tym ja. Czuję się jak dziwka. Wykorzystany. Jak stara niepotrzebna, złużyta zabawka, rzucona w kąt.


Zasłużyłem na to? 


Najgorszemu wrogowi nie życzę uczucia tego cholernego zawodu. Tego najgorszego. Gdy słyszałeś wiele razy jak ważny dla kogoś jesteś, jak bardzo potrzebny i wartościowy. Tyle kłamstw i nie potrzebnej nadzieji. Rozczarowanie o jakim nigdy nawet nie myślałem.


To boli tak kurewsko.

*music*


8 grudnia 2012

And all the roads that lead you there were winding. And all the lights that light the way are blinding. There are many things that I would like to say to you. But I don't know how.

Minęły już cztery dni. Nie pojawił się. Nie było go. Nie jestem już ważny. Nie liczę się. 


Kocham Cię Niall.


Dni w szpitalu mijały.. wonlo jakby czas stał w pieprzonym miejscu i szydził sobie z mojej osoby. Niall nie przyszedł ani na chwilę. Przez wszystkie te godziny spędzone tutaj, nie widziałem jego pyzatej mordki.


Goodbye my almost lover. Goodbye my hopeless dream. I'm trying not to think about you. Can't you just let me be?

Tęsknię Niall.


Chcę stąd wyjść. Powinienem go przeprosić?


Czy powinienem go przeprosić za miłość? Za to, że nie potrafię zaakceptować tego co robi? Czy będzie zły jeśli powiem, że nie przyjdę na ślub, ani chrzciny ich dzieci? Czy zrozumie jeśli wytłumaczę, że to mnie zabije? Może i tak. Lecz czy wytłumaczę?
Nie, bo jestem pieprzonym tchorzem i nie mam na to odwagi.
Jednak jaką robi mi to teraz różnicę? Umarłem choć wciąż żyję. Mogę mu wszystko powiedzieć i odejść. Tak zwyczajnie bez słowa.


Teraz odchodzę i zamykam drzwi...


It takes an ocean not to break.

***
Ktoś mnie jeszcze słucha tam na górze. Wypuścili mnie. Teraz znów mogę tkwić w swoim brudnym, przesiąkniętym wonią papierosów i alkoholu pokoju. Szczyt marzeń. 

Po powrocie odrazu zamknąłem się w swojej twierdzy. Było tak jak ostatnio lubiłem. Zgaszone światło, okno otwarte na oścież. I ja siedzący na parapecie w samych bokserkach, upajając się wkradającym z dworu mrozem i rześkim powietrzem, zaciągając się papierosem i zapijając smutki Jackiem Danielsem.


And I can't fall asleep. Without a little help. It takes a while to settle down. To settle down. My shivered bones . Until the panic sets.

Jednak samotność nie była mi dana na długo. Teraz wszyscy nagle się o mnie martwili. A ja chciałem tylko żeby on się przejmował moim stanem, lecz na to nie mogłem liczyć. Do mojego pokoju wkroczył Hazza. Widziałem jak ten dzieciak się dręczył całą tą sytuacją. Rozejrzał się po pomieszczeniu, lustrując dokładnie każdą ścianę, półkę. Każdy centymetr mojego pokoju został wręcz prześwietlony. Osiemnastolatek pokręcił głową z dezaprobatą i zapalił światło. Przymrużyłem oczy, które porażone jasnym światłem nie rejestrowały żadnego obrazu. Kiedy wszystko wróciło do normy, zobaczyłem jak Harry podchodzi i zamyka okno. Patrzyłem na niego pytającym spojrzeniem. Zabrał mi butelkę i papierosy. Wszystko co miałem na tą chwilę, ten dzieciak mi tak po prostu odebrał. Wciąż utrzymywałem swoje spojrzenie na jego osobie. Dlaczego nie mogłem mu się sprzeciwić? Dlaczego ciągle siedziałem jak sparaliżowany i nic nie zrobiłem? Zaskoczyła mnie jego troska? Lokaty podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Jego zielone tęczówki przeszywały mnie na wskroś, jednocześnie uspokajając.
- Nie pozwolę żebyś ciągle to robił. Ty jesteś Liam Payne. Nie palisz, ani nie pijesz. Zawsze się uśmiechasz, szczerze.- podkreślił ostatnie słowo - Pomagasz nam i jesteś naszym Daddy Direction. Ty nigdy być nie chciał się zabić. Nigdy. Przecież nas kochasz. Jesteś naszym bratem. Nie możesz nas zostawić Li, nie teraz. Powiedz mi co się dzieje. Proszę.- Loczek położył mi dłonie na zmarzniętych kolanach. Przeszedł mnie dreszcz.
- Nie zostawię was Harry. Obiecuję.- spuściłem wzrok
- Kłamiesz. Kłamiesz Liam! Chcesz nas zostawić. Już nas zostawiłeś! Nie liczymy się dla Ciebie! Nie czujemy już Twojego wsparcia! Oddalasz się od nas!  To boli wiesz!? Bardzo...- załamał mu się głos. Jego blade policzki były mokre od łez.
- Przepraszam..
- Co z tego?! Ciągle przepraszasz, ale dalej robisz to samo!- rozpłakał się jeszcze bardziej.- Nie możesz odejść. Potrzebuję Cię rozumiesz?! My wszyscy potrzebujemy. Ja. Lou. Zayn. I Niall.- na dźwięk ostatniego imienia nie wytrzymałem. Zacząłem płakać. Zbłaźniłem się przed Hazzą, wiem to, ale nie mogłem już wytrzymać. Chłopak patrzył na mnie zdezorientowany. Odwróciłem wzrok. Styles przyciągnął mnie do siebie i przytulił. To nie było to samo co z Niallem, ale pomogło. Czułem jego wsparcie.
- Hazz.. przepraszam, ale ja nie chcę o tym gadać. Dowiecie się wszystkiego w swoim czasie. Przysięgam.- pociągnąłem nosem
- Dobrze. Jak chcesz. Ale pamiętaj że Cię kochamy Li. Ubierz się i nie siedź przy otwartym oknie bo się przeziębisz.- uśmiechnął się, poczochrał mnie po wyjątkowo nie ułożonych włosach i wyszedł.
- Pamiętam..- szepnąłem


Przyprawiam chłopakom same problemy. Znowu cierpią przeze mnie.


God knows what is hiding in those weak and sunken eyes. A Fiery throng of muted angels. Giving love but getting nothing back.

To śmieszne i przerażające ze razem, jak bardzo zmieniłem się w tak którtkim czasie. Na pozór zawsze uśmiechnięty, pełen życia, opiekuńczy i troskliwy nastolatek. Obsesja nastolatek na całym świecie. Ale naprawdę? Gej z problemami godnymi czterdziestolatka. Komiczne, czyż nie?

To głupie. Ostatnio boję się nawet spać.. boję się tego co mi się przyśni. Nie chcę już cierpieć. Nie chcę widzieć twarzy chłopców kiedy słyszą że jestem gejem. To boli bardziej niż okaleczanie się. Ten wyrzut w ich oczach. Wyzwiska. Nie chcę.. Z koleji kiedy widzę siebie i Nialla tak blisko, kiedy wręcz czuję jego rozgrzane ciało obok siebie.. nie potrafię normalnie funkcjonować. 


Not ready to let go, cause then I'd never know what I could be missing. But I'm missing way to much, so when do I give up what I've been wishing for?

Miałem nadziję że to koniec rewelacji na ten jeden dzień.


Jak bardzo się myliłem? 


Kiedy wkaładałem moje ulubione dresowe spodnie do pokoju wpadł nie kto inny jak Niall. Staną na przciwko mnie. Był cholernie zły. Wiedziałem to.
- Dlaczego to zrobiłeś!? Dlaczego mnie nie wspierasz?! Zazdrosny jesteś!? Chciałeś wzbudzić moje wyrzuty sumienia!? Jestem tylko Twoim przyjacielem! Nie spędzę całego życia z Tobą! Chcę być szczęśliwy! Nie możesz się cieszyć ze mną!? Musisz to psuć?!- jego błękitne tęczówki ciskały we mnie piosrunaim.- Chcę z nią być! Uszanuj to! Nie zachowuj się tak! Przez to cierpię ja i Zo!- stał tak blisko mnie, że nie byłem w stanie wydusić słowa.
- Tylko moim przyjacielem? Tyle dla Ciebie znaczę? Byłem Ci potrzebny kiedy nie miałeś dziewczyny? Teraz możesz już mnie wyjebać jak niepotrzebnego śmiecia? Zajebisty jesteś. Nawet do szpitala nie przyszedłeś. Aż tak bardzo masz mnie już w dupie? Nagle stałem Ci się obojętny?- patrzyłem mu prosto w oczy, choć było to trudne.
- Zamknij się! Zamknij się kurwa! To nie prawda! Nie przyszedłem bo jestem na Ciebie zły! Jak mogłeś tak o mnie powiedzieć! Nie potraktowałbym Cię tak! Nie byłeś mi obojętny!
- Nie byłem? Wiesz co Niall. Spierdalaj do swojej dupy i odpieprz się ode mnie..- serce pękało mi na tysiące kawałków. Znowu.
- Nie mów tak o niej!- Blondyn był wściekły, ale nie spodziewałbym się nigdy tego co zrobił. Rzucił się na mnie z pięściami. Leżałem pod nim i nie byłem w stanie mu oddać. Za bardzo go kocham. 


I don't remember how to put back to light in my eyes.

Czułem kolejne uderzenia na twarzy, rękach, klatce piersiowej i brzuchu. Stróżki krwi łaskotały mnie spływając z mojego ciała na dywan. Horan wpadł w szał. Bił, nie chciał przstać. Chwilę później już go nie było. Nie wiem czemu. Kaszlnąłem kilka razy. Rdzawy smak w utach spowodował mdłości. Leżałem zakrwawiony na podłodze własnego pokoju i jedyne czego wciąż chciałem to Niall.

Wjebał mi, ale chciałem żeby było obok mnie.. 


Usłyszałem szmer. Podniosłem się lekko, ale zablało. Syknąłem przeciągle.
- Leż.- znajomy głos rozniusł się po pokoju.
- Idź stąd.- wraknąłem
- Liam przepraszam.. Ja nie chciałem.- chłopak ukucnął koło mnie.
- Wyjdź, rozumiesz?! Wyjdź stąd!- syknąłem.
- Daj. Przemyję Ci to.- namoczył wacik w wodzie utlenionej.
- Nie! Zostaw mnie.- odsunąłem się.- Chcę być sam. Muszę w spokoju przetrawić stratę przyjaciela.


Zdziwiony Blondyn patrzył na mnie przez chwilę, po czym opuścił pokój. Zostałem sam. Cierpiąc, bardziej niż zwylke...


These wounds won't seem to heal. This pain is just too real. There's just too much that time cannot erase.

________________________________________________________

Kochani, witam z dwójeczką. 
Przepraszam, że zajęło mi to tyle czasu, ale nie chciałam dawać Wam byle czego. 
Przepraszam również za wszystkie błędy. 
BARDZO, BARDZO DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE POD POPRZEDNIĄ NOTKĄ. ♥ 
Liczę, że teraz komentarzy będzie tyle samo lub więcej. 
Kocham Was, 

Maaluutkaax33