piątek, 23 listopada 2012

3. Poisonous love.

*music*

9 grudnia 2012

Nobody likes to lose they inner voice. The one I used to hear, before my life made choice. Nobody know.

Chciałem kochać i za tę miłość zostałem ukarany. 

To najwyższy czas na zmianę. Koniec z troskliwym i opiekuńczym Daddy Direction. Nie będzie rozsądku, ani hamulców. Teraz liczę się tylko ja. 
Podniosłem się z brudnej podłogi i skierowałem swe kroki do łazienki. Tam zmyłem z twarzy ostatnie ślady wczorajszego wydarzenia i odświeżyłem się. Wracając do pokoju zorientowałem się, że coś jest nie tak. W domu było cicho. Za cicho. Zamknąłem za sobą drzwi mojego, swego czasu ulubionego pomieszczenia domu. Mój wzrok skierował się na mały czarny zegar cyfrowy stojący na szafce nocnej. Czerwone kreski układały się w cyfry wskazujące godzinę 5:23. 
'Idealnie'- przemknęło mi w myślach. Z szafy wyjąłem ciemne dresy i grubą czarną bluzę przez głowę. Ubrałem się po czym zapełniłem pustą przestrzeń kieszeni paczką papierosów i gotówką. Na odchodne chwyciłem iPoda i słuchawki. Po cichu zszedłem na dół. Na nogi włożyłem czarne skejty z adidasa. Gotowy do opuszczenia budynku naciągnąłem na głowę kaptur, włożyłem do uszu słuchawki i wyszedłem pozostawiając za sobą tylko głuche echo zamykanych drzwi. 

I used to rule the world. Seas would rise when I gave the word. Now in the morning I sleep alone. Sweep the streets I used to own.

Szedłem zaspanymi ulicami Londynu wypalając kolejnego już papierosa. Odprowadzałem wzrokiem ludzi śpieszących się nie wiadomo gdzie. Każdy taki sam. Każdy jak beznamiętny, pusty manekin. Tak identyczny jak wszyscy. Tańczy tak jak mu zagrają. Stoi tak jak go ustawią. Bez wartości i celów. Zlewający się z tłumem. Beznadziejny. Każdy fałszywy. Każdy udaje że żyje. Każdy ma wszystko, nie mając nic. W bezsensownej pogoni za nieosiągalnym. Głupi. Naiwni. Bezmyślni. Odgrywają swoje role zgodnie ze scenariuszem. Bez spontaniczności, ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Robią wszystko bo tak trzeba, bo tak będzie wygodniej. Zbyt szablonowi by pokazać prawdę. Zbyt zajęci budowaniem swojego pozornie idealnego świata. Wszyscy żyją w zakłamanym obrazie swojego 'szczęścia'. Żyją? Nie, oni tylko udają. Już dawno umarli. Skończyli na starcie, bo życie za bardzo boli. To zbyt trudne. Jestem wśród nich, egzystuje, obserwuję, wyciągam wnioski.
Pogrążając się w myślach, usiadłem na niewielkim murku koło parku. Pod wpływem zimnego, grudniowego powietrza na mojej twarzy pojawiły się dorodne rumieńce. Skuliłem się w sobie w poczuciu, że tym razem nikt nie będzie mnie szukał, ani nikt nie powie mi z troską jak bardzo się martwi. Odgoniłem od siebie te myśli potrząsając delikatnie głową. Naciągnąłem mocniej kaptur i chwyciłem małe urządzenie, które oddzielało mnie w tej chwili od rzeczywistości. Palcami skostniałymi z zimna wciskałem kolejne przyciski by przejrzeć moja play listę. 'Coldplay Fix You, to Ty pokazałeś mi tą piosenkę, to Ty nauczyłeś mnie ją rozumieć.'- przez moje myśli przebiegła iskierka bolesnej przeszłości.

Pierwsze dźwięki tak dobrze znanej mi melodii. Przyswojone z taką łatwością. Zapadły w pamięci nieodwracalnie. Pokazałeś mi jak ją zrozumieć, jak realizować obietnice zawarte w melodyjnym tekście. Ukazałeś mi uczucia kryjące się za najprostszymi słowami. Obudziłeś moją wrażliwość na słowo. Dlatego każde teraz tak cholernie mnie boli. Zbyt wiele mi pokazałeś.

Jesteś za dobry, żeby żyć w tym świecie.

Tego dnia Londyn emanował smutkiem i obojętnością. Zimne, surowe kamienice aż krzyczały o pomoc i odrobinę uwagi. Opustoszałe ulice prowadziły wgłąb świata ukrytego za ścianą mlecznobiałej mgły. Brytyjska pogoda poganiała przechodniów przeszywającym chłodem, jakby chciała choć na chwilę opustoszyć rozbiegane ulice miasta. Cisza przerywana rykiem samochodowych silników, rozmowami telefonicznymi i stukotem obcasów o chodnik. Wiatr tak porywisty jakby próbował za wszelką cenę zatrzymać wskazówki zegara, a wraz z nimi ludzi goniących za ich własną definicją szczęścia. 
Wszystko trwało. Wszystko biegło do przodu. Wszystko, tylko nie ja. Czas zatrzymał mnie w pogoni za wszystkim czego szukałem. Zakończyłem moją podróż. 
Chcę wymazać wszystkie wspomnienia związane z jego drobną posturą i donośnym śmiechem. Chcę zapomnieć o tym  jak jego brzuch burczał w najmniej odpowiednich momentach. Chcę zapomnieć o głośnych śmiechach dochodzących z jego sypialni kiedy spędzaliśmy razem czas. Chcę zapomnieć o naszych nocnych rozmowach. 

Nie wmawiajcie mi że chcieć to móc, bo to nie działa.

Spojrzałem na blizny pokrywające moje nadgarstki. Chciałem to zrobić dla niego i dla siebie. Byłoby lepiej nam obu. Jego cukierkowa miłość rozkwitałaby jak w każdej z tych bajek o 'prawdziwym uczuciu'.

A ja?

Ja nie musiałbym tego oglądać. Nie czuł bym już tego bólu. Tej rozrywającej serce rozpaczy i tęsknoty za bliskością i odrobiną miłości. Obudziłeś we mnie tyle wrażliwości, żeby teraz móc mnie krzywdzić?
Udało Ci się. Możesz być dumny.

Kocham i jednocześnie nienawidzę tą samą osobę. Oddał bym za niego życie, jednocześnie mając ochotę go zabić.

Kolejny raz pod wpływem wspomnień z moich ust wydobył się zdławiony jęk. Nie wiem co musiałbym zrobić, lub poświęcić żeby móc zapomnieć. Żeby móc choć przez godzinę nie czuć tego bólu rozdzierającego klatkę piersiową, przebiegającego przez całe ciało od cebulek włosów, aż po zakończenia nerwów w palcach u stóp. Chciałbym zlikwidować to pieczenie przechodzące falami, uderzające stopniowo w każdy milimetr mojego ciała.

Podniosłem się i skierowałem do miejsca w którym może dane będzie mi trochę spokoju. Poszedłem do jedynej osoby, która zawsze mnie rozumiała i potrafiła mi pomóc. Po długim spacerze ruchliwymi ulicami Londynu dotarłem na cmentarz. Stałem przed metalową bramą nie będąc do końca pewnym czy powinienem. Po chwili zastanowienia pchnąłem mosiężną bramę. Na powitanie otrzymałem nieprzyjemne, drażniące moje wrażliwe na dźwięki uszy, skrzypnięcie. Przemierzałem alejki. Samotne groby, jedne wystawne, inne zaniedbane. Na jednych niedawno zapalone znicze, a inne zapomniane. W kończy znalazłem się tam gdzie chciałem. Uklęknąłem koło marmurowego nagrobka i położyłem na nim, wcześniej kupioną, czerwoną różę. Bardzo je lubiła. Usiadłem na trawie i omiotłem spojrzeniem złoty napis wygrawerowany na pomniku. 'Danielle Peazer* ur. 10 czerwca 1988r zm. 23 października 2010r Miała 21 lat. Odeszła od nas za szybko.'


- Cześć Dani.- szepnąłem.- Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał żebyś tu była. Popieprzyło się u mnie, nawet bardzo. Zupełnie nie wiem co robić. Ta cała sytuacja mnie przerosła. Nie mam z kim o tym pogadać. Tęsknię za Tobą, wiesz? Nawet nie wiem kiedy minęły te dwa lata. Nie wiem kiedy zaczęło się to z Niallem. Ale Ty pewnie już wszytko wiesz. Zawsze Ci mówiłem, że będziesz najpiękniejszym i najlepszym aniołem ze wszystkich. I wiesz co mnie cieszyło? Że wiedziałem, że będziesz moim stróżem.- uśmiechnąłem się do siebie.- Kocham Go, wiesz? Tak bardzo chciałbym mu o tym powiedzieć. Chcę go tylko przytulić i powiedzieć jak bardzo jest ważny. Jak bardzo cieszą mnie te najmniejsze jego nawyki. Chciałbym żeby wiedział jak bardzo kocham topić się w jego błękitnych tęczówkach. Chcę żeby wiedział, że dla mnie jest i zawsze będzie idealny. Ale nie mogę. To boli, tak cholernie boli. Nie pamiętam kiedy przespałem całą noc, bez wcześniejszego upicia się. Nie wiem gdzie wylądowałem. Staczam się na dno. Może jeszcze niżej. Myślisz że się da? Tylko Ty wiesz, co tak naprawdę się dzieje. Dan, pomóż mi proszę. Jesteś moją przyjaciółką i właśnie teraz potrzebuję Ciebie najbardziej. Teraz kiedy wszystko traci wartość, a ja przestaję wierzyć w coś co nadejdzie. Coś lepszego. Jeśli tym razem się potknę, już nie wstanę, nie dam rady.- po moim zimnym policzku spłynęła łza.- Ty zawsze wiedziałaś co zrobić, albo co powiedzieć. Zawsze radziłaś sobie sama, a ja bez Ciebie byłem nikim. Potrzebuję Twojej pomocy jak nigdy wcześniej. Wszystko się sypie. On ma dziewczynę i jest szczęśliwy. Zarzuca mi że nie cieszę się jego szczęściem i go nie wspieram. Jego słowa były gorsze niż to że mnie pobił. Bardziej mnie zabolały. Przecież byłem dla niego zawsze. Kiedy tylko czegoś potrzebował, albo chciał. Byłem, bo Go kocham. A co w zamian za to dostałem? Wpierdol. Przepraszam Skarbie. Wiem, że nie lubisz kiedy przeklinam. Powiedziałem mu że nie jest już moim przyjacielem. Zraniłem Go i czuję się z tym jak ostatni chuj.- przez moje ciało przeszedł dreszcz, spowodowany wzmożonym wiatrem. Czułem że to Ona mnie strofuje.- Przepraszam, ale nie potrafię znaleźć innych słów. Czy to normalne, zrobiłem mu krzywdę tym jednym zdaniem. Robi się takie coś osobie którą się kocha? Może Go nie kocham? Może to, że zajmuje całe moje myśli i nie ma takiej chwili w której nie siedziałby w mojej głowie, nic nie znaczy? Może dreszcze kiedy mnie dotyka, też są bez znaczenia? Może moje sny i to wszystko coś się wydarzyło też nie ma żadnego sensu? Może po prostu mi się podoba? Co o tym myślisz?- prawie zapomniałem, że nie dostanę odpowiedzi.- Pamiętasz jak zawsze mówiłaś mi żebym bez względu na wszystko, zawsze walczył do końca? Jak powtarzałaś że jestem wyjątkowy i zasługuję na wszystko co najlepsze? Pamiętasz jak podnosiłaś mnie na duchu? Dzięki Tobie zawsze byłem pewny siebie i świadom własnej wartości. Nauczyłaś mnie żyć w zgodzie z samym sobą. Wiedz że nigdy o tym nie zapomnę. Będę Ci wdzięczny do końca. Odmieniłaś moje życie, gdy poddałem się na starcie.- położyłem dłoń na marmurowej płycie.- Dziękuję Ci Dani. Kocham Cię i zawsze będę. Jesteś najlepsza. I mimo tego że gadam do kawałka kamienia to wiem, że mnie słuchasz. Wiem, że stoisz obok i uśmiechasz się delikatnie w ten wyjątkowy sposób. Chciałbym Cię przytulić.- westchnąłem.- Czekaj tam na mnie. Spotkamy się jeszcze, obiecuję.

I'm weaker. My word fall and the hit the ground. All life, come one here, don't you fail me now. I start to say, I think I love you, but I make no sound.

Uśmiechnąłem się do roześmianej mulatki na zdjęciu. Czekoladowe loki kaskadami opadające na ramiona i słodko zmarszczony nosek. To właśnie prawdziwa Danielle. Tylko moja i wyjątkowa. Była... Jest moją jedyną przyjaciółką. Przeżywałem jej śmierć bardzo długo. Żałuję że jej wtedy nie powstrzymałem. Że pozwoliłem jej wracać do domu. Nawet teraz na rozmowie z nią czas mijał mi szybciej...


11 grudnia 2012

I've tried playing it cool, but when I'm looking at you, I can't ever be brave.


Zmieniłem się?

Kolejny dzień przywitał mnie męczącym kacem. Nie wiele pamiętam z ostatnich dwóch nocy.

Klub, alkohol, przypadkowa laska, łazienka. Alkohol, przypadkowa laska, mój pokój, poranny kac, kolejny liścik z numerem telefonu. I tak w kółko.

Przeciągnąłem się leniwie i usiadłem na łóżku, które swoją drogą wyglądało jak po wojnie. Rozejrzałem się po pomieszczeniu szukając bokserek wyglądających na czyste. Po znalezieniu tak owych otworzyłem na oścież okno i pozwoliłem porannemu, a tak właściwie popołudniowemu, powietrzu orzeźwić mnie i przywrócić do stanu używalność. Nie przejmując się zbytnio skąpym ubiorem zszedłem na dół wyleczyć kaca. W kuchni zastałem moich przyjaciół i Nialla. Wszedłem bez słowa i chwyciłem stojące na blacie mleko.
- O Liam. Dawno Cię nie widzieliśmy.- zignorowałem złośliwość Zayna upijając kolejny łyk mleka. Czułem ich spojrzenia na sobie. Nie dziwiłem się. Na moim torsie widniało kilka dorodnych malinek.
- Nie wiem czy Cię to jeszcze interesuje, ale zaczęliśmy nagarnia na których, tu Cię zaskoczę, powinieneś być!- ciągną brunet
- Nie miałem czasu.- rzuciłem zdawkowo
- Bo co? Pierdoliłeś pierwszą lepszą dupę z klubu?! To naprawdę jest ważniejsze?!
- Tak.- mruknąłem
- Liam co z Tobą jest nie tak, co? Jesteśmy czwórką Twoich przyjaciół i nie wiem czy wiesz, ale martwimy się o Ciebie!- widziałem jak Mulat wychodzi z siebie
- Nie musicie. A teraz trójko moich najlepszych przyjaciół i Niallu, pozwólcie że pójdę do siebie.- spojrzałem na ich zszokowane wyrazy twarzy, odwróciłem się na pięcie i poszedłem do siebie.
Mógłbym przysiąc, że widziałem w oczach Horana łzy. Ale nie złamię się. Dalej będę skończonym chujem, tak jak zaplanowałem.
Rzuciłem się na łóżko i przymknąłem oczy. Przez pokój przemknął dźwięk przybyłej wiadomości. Nie chętnie podniosłem się i chwyciłem telefon. Przesunąłem palcem po ekranie. Moim oczom ukazało się małe okienko, na którym widniało jego imię.

From: Niall
Skoro nie chcesz porozmawiać normalnie, to chociaż tak ze mną pogadaj. Liam proszę.. xx

To: Niall
O czym mam z Tobą rozmawiać?

Odpisałem zanim dobrze się nad tym zastanowiłem.. kolejny sygnał powiadomienia.

From: Niall
O nas..

To: Niall
Nas nie ma. Jestem ja i Ty już od dawna.

From: Niall
Jesteśmy przyjaciółmi Li.. Nie możesz tak po prostu tego przekreślić. Jesteś dla mnie zbyt ważny..

To: Niall
Mogę. Wcale nie jestem. Ona jest. Byłem Twoim przyjacielem dopóki byłeś sam, wtedy mnie potrzebowałeś, teraz już nie.

From: Niall
Nie prawda! Liam jesteś moim bratem, pamiętasz?! Cały czas Cię potrzebuję!

To: Niall
Nie, już nie. Nie mam czasu gadać.

From: Niall
Przepraszam jeśli tak się poczułeś.

Nie odpisałem. Nie mogłem. Złamałbym się. Sam nie wiem kiedy po moich policzkach zaczęły skapywać łzy.
Nie gniewam się na niego wcale.. Nie jestem zły, ale muszę udawać.. Muszę żeby przeżyć. Przetarłem ręką oczy. Musiałem się przygotować na codzienny obchód po klubach i kolejną noc z przypadkowymi dziewczynami.

Dlaczego ja to robię?.. przecież to nie w moim stylu, prawda?

Horan co Ty ze mną robisz?
Przez Ciebie traktuję kobiety jak zabawki. Nigdy tego nie robiłem. Szukam przygód. Sposobu na wyładowanie się. Seks z nimi wcale nie daje mi przyjemności.. To zwyczajnie sposób na chwilę zapomnienia. Na moment oderwania się od mojej chorej rzeczywistości. Wszystkim czego teraz potrzebuję.. Wiem, że to jest złe.. Ale im jest ze mną dobrze. Nie zmuszam ich do tego. Obie strony mają z tego korzyści..

Mają prawda..? 

I've been roaming around, I was looking down at all I see.

Wiem, że może robię im na coś nadzieję, ale przecież niczego im nie obiecuję. Dla mnie to tylko sposób na ucieczkę.. na znalezienie spokoju..

Co ja sobie myślę?!

Za każdym razem wyobrażam sobie, że to on. Mam ochotę krzyczeć jego imię i prosić o więcej... Dla mnie nie ma już ucieczki. Wszystko sprowadza się do jego niebieskich tęczówek i głośnego śmiechu. Blond kosmyków opadających na czoło kiedy rano po omacku szuka swojego śniadania. Tyle razy obiecywałem sobie że nie będę o tym myślał.. Co z tego? Łamię każde przyrzeczenie, nie ma dnia w którym bym o nim nie tęsknił za chwilami spędzonymi z Niallem. Nie ma takiej godziny w której nie chciałbym pójść do niego i przeprosić. Wtulić się w jego ciało i zaciągnąć zapachem brzoskwiniowego szamponu, szepcząc ciche; 'Nie chcę Cię stracić'.
Nie wiem ile razy wyobrażałem sobie jak mogłoby wyglądać nasze wspólne życie, przestałem liczyć już dawno. Jak bardzo boli mnie kiedy dociera do mnie że nic z tych rzeczy nie ma prawa bytu? Że nie będzie domu i psa? Że nie będzie namiętnych pocałunków i wspólnych nocy? Że nie będzie romantycznych wieczorów spędzonych na oglądaniu filmów i przytulaniu się na kanapie? Jak mam żyć z tą świadomością? Jak funkcjonować z myślą o dożywotniej samotności?
To ma być kara za to, że zbyt wiele w życiu mi się udało? Za sukces? W takim razie go nie chcę! Jeśli zrezygnowałbym ze sławy, to on by mnie pokochał? Chciałby ze mną być? Gdybym się z toczył i stał się nikim zwróciłbym na siebie jego uwagę? Chciałby się mną zająć? Troszczyć się o mnie? Na powitanie szeptać mi do ucha 'Dzień dobry Kochanie', a na dobranoc pozwalałby mi wtulać się w swój bok, żebym mógł poczuć się bezpiecznie? Zrobiłby to? Tak, żebym mógł mu powiedzieć, jak bardzo Go potrzebuję? Jak Go kocham i mi na nim zależy?

Zacząłem działać impulsywnie. Nie wiem co mnie napadło, ale gdybym to przemyślał, nigdy bym tego nie zrobił..

Podniosłem się i rzuciłem się w stronę drzwi. Szybciej niż sam mógłbym sobie to wyobrazić pokonałem odległość dzielącą mnie od pokoju Horana. Wpadłem tam bez pukania. Blondyn stał przed szafą w samych bezowych rurkach. Jęknąłem gardłowo. Podszedłem do niego i bez ostrzeżenia i tłumaczeń wpiłem się w jego miękkie, malinowe usta. Przyparłem go do ściany, ułożyłem dłonie na biodrach Blondyna i przyciągnąłem go maksymalnie do siebie. Pieściłem i ssałem jego wargi. Horan oddawał pocałunek co mnie zaskoczyło. Wodził chłodnymi dłońmi po moich plecach. Przesunąłem językiem po jego opuchniętej dolnej wardze, na co chłopak automatycznie rozchylił usta. Wtargnąłem gwałtownie do jego wnętrza. Siłowaliśmy się jeszcze chwilę. Kiedy nadszedł koniec, patrzyliśmy sobie w oczy ciężko dysząc. Wtedy zdałem sobie sprawę co właściwie zrobiłem. Odsunąłem sie o parę kroków. 

Move a little closer now.

- Ja.. przepraszam..- rzuciłem i wybiegłem do swojego pokoju.

Co ja najlepszego zrobiłem..?

God knows what is hiding in those weak and drunken heart.


_____________________________________________
* Dan w tym opowiadaniu nie była nigdy z Li. Za to była jego przyjaciółką. I przepraszam, że ją uśmierciłam, sama źle się z tym czuję.

Hej Skarby. xx
Przepraszam Was bardzo za to jak długo musieliście czekać na rozdział, ale wena mnie zawodziła. 
Trójka znacznie krótsza niż poprzednie części, myślę, że teraz takie będą się pojawiać, będzie szybciej. :) 
MASSIVE THANK YOU za wszystkie komentarze, cieszę się jak głupia kiedy je czytam. :D mam nadzieję, że teraz też mnie nie zawiedziecie. :*
Jeśli ktoś z Was miałby sugestie dla mnie co mogłabym zmienić, lub co mogłoby się tu pojawić, albo jeśli zwyczajnie macie ochotę pogadać to piszcie na moje gg: 5720721. Tylko dopiszcie, że jesteście z bloga czy coś. :) 
Jedna prośba, czy ktoś z Was potrafi robić nagłówki na bloga? Jeśli tak, to również proszę o kontakt. 

Enjoy xx Kocham Was czytaczki xx 

Maaluutkaax33