piątek, 23 listopada 2012

3. Poisonous love.

*music*

9 grudnia 2012

Nobody likes to lose they inner voice. The one I used to hear, before my life made choice. Nobody know.

Chciałem kochać i za tę miłość zostałem ukarany. 

To najwyższy czas na zmianę. Koniec z troskliwym i opiekuńczym Daddy Direction. Nie będzie rozsądku, ani hamulców. Teraz liczę się tylko ja. 
Podniosłem się z brudnej podłogi i skierowałem swe kroki do łazienki. Tam zmyłem z twarzy ostatnie ślady wczorajszego wydarzenia i odświeżyłem się. Wracając do pokoju zorientowałem się, że coś jest nie tak. W domu było cicho. Za cicho. Zamknąłem za sobą drzwi mojego, swego czasu ulubionego pomieszczenia domu. Mój wzrok skierował się na mały czarny zegar cyfrowy stojący na szafce nocnej. Czerwone kreski układały się w cyfry wskazujące godzinę 5:23. 
'Idealnie'- przemknęło mi w myślach. Z szafy wyjąłem ciemne dresy i grubą czarną bluzę przez głowę. Ubrałem się po czym zapełniłem pustą przestrzeń kieszeni paczką papierosów i gotówką. Na odchodne chwyciłem iPoda i słuchawki. Po cichu zszedłem na dół. Na nogi włożyłem czarne skejty z adidasa. Gotowy do opuszczenia budynku naciągnąłem na głowę kaptur, włożyłem do uszu słuchawki i wyszedłem pozostawiając za sobą tylko głuche echo zamykanych drzwi. 

I used to rule the world. Seas would rise when I gave the word. Now in the morning I sleep alone. Sweep the streets I used to own.

Szedłem zaspanymi ulicami Londynu wypalając kolejnego już papierosa. Odprowadzałem wzrokiem ludzi śpieszących się nie wiadomo gdzie. Każdy taki sam. Każdy jak beznamiętny, pusty manekin. Tak identyczny jak wszyscy. Tańczy tak jak mu zagrają. Stoi tak jak go ustawią. Bez wartości i celów. Zlewający się z tłumem. Beznadziejny. Każdy fałszywy. Każdy udaje że żyje. Każdy ma wszystko, nie mając nic. W bezsensownej pogoni za nieosiągalnym. Głupi. Naiwni. Bezmyślni. Odgrywają swoje role zgodnie ze scenariuszem. Bez spontaniczności, ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Robią wszystko bo tak trzeba, bo tak będzie wygodniej. Zbyt szablonowi by pokazać prawdę. Zbyt zajęci budowaniem swojego pozornie idealnego świata. Wszyscy żyją w zakłamanym obrazie swojego 'szczęścia'. Żyją? Nie, oni tylko udają. Już dawno umarli. Skończyli na starcie, bo życie za bardzo boli. To zbyt trudne. Jestem wśród nich, egzystuje, obserwuję, wyciągam wnioski.
Pogrążając się w myślach, usiadłem na niewielkim murku koło parku. Pod wpływem zimnego, grudniowego powietrza na mojej twarzy pojawiły się dorodne rumieńce. Skuliłem się w sobie w poczuciu, że tym razem nikt nie będzie mnie szukał, ani nikt nie powie mi z troską jak bardzo się martwi. Odgoniłem od siebie te myśli potrząsając delikatnie głową. Naciągnąłem mocniej kaptur i chwyciłem małe urządzenie, które oddzielało mnie w tej chwili od rzeczywistości. Palcami skostniałymi z zimna wciskałem kolejne przyciski by przejrzeć moja play listę. 'Coldplay Fix You, to Ty pokazałeś mi tą piosenkę, to Ty nauczyłeś mnie ją rozumieć.'- przez moje myśli przebiegła iskierka bolesnej przeszłości.

Pierwsze dźwięki tak dobrze znanej mi melodii. Przyswojone z taką łatwością. Zapadły w pamięci nieodwracalnie. Pokazałeś mi jak ją zrozumieć, jak realizować obietnice zawarte w melodyjnym tekście. Ukazałeś mi uczucia kryjące się za najprostszymi słowami. Obudziłeś moją wrażliwość na słowo. Dlatego każde teraz tak cholernie mnie boli. Zbyt wiele mi pokazałeś.

Jesteś za dobry, żeby żyć w tym świecie.

Tego dnia Londyn emanował smutkiem i obojętnością. Zimne, surowe kamienice aż krzyczały o pomoc i odrobinę uwagi. Opustoszałe ulice prowadziły wgłąb świata ukrytego za ścianą mlecznobiałej mgły. Brytyjska pogoda poganiała przechodniów przeszywającym chłodem, jakby chciała choć na chwilę opustoszyć rozbiegane ulice miasta. Cisza przerywana rykiem samochodowych silników, rozmowami telefonicznymi i stukotem obcasów o chodnik. Wiatr tak porywisty jakby próbował za wszelką cenę zatrzymać wskazówki zegara, a wraz z nimi ludzi goniących za ich własną definicją szczęścia. 
Wszystko trwało. Wszystko biegło do przodu. Wszystko, tylko nie ja. Czas zatrzymał mnie w pogoni za wszystkim czego szukałem. Zakończyłem moją podróż. 
Chcę wymazać wszystkie wspomnienia związane z jego drobną posturą i donośnym śmiechem. Chcę zapomnieć o tym  jak jego brzuch burczał w najmniej odpowiednich momentach. Chcę zapomnieć o głośnych śmiechach dochodzących z jego sypialni kiedy spędzaliśmy razem czas. Chcę zapomnieć o naszych nocnych rozmowach. 

Nie wmawiajcie mi że chcieć to móc, bo to nie działa.

Spojrzałem na blizny pokrywające moje nadgarstki. Chciałem to zrobić dla niego i dla siebie. Byłoby lepiej nam obu. Jego cukierkowa miłość rozkwitałaby jak w każdej z tych bajek o 'prawdziwym uczuciu'.

A ja?

Ja nie musiałbym tego oglądać. Nie czuł bym już tego bólu. Tej rozrywającej serce rozpaczy i tęsknoty za bliskością i odrobiną miłości. Obudziłeś we mnie tyle wrażliwości, żeby teraz móc mnie krzywdzić?
Udało Ci się. Możesz być dumny.

Kocham i jednocześnie nienawidzę tą samą osobę. Oddał bym za niego życie, jednocześnie mając ochotę go zabić.

Kolejny raz pod wpływem wspomnień z moich ust wydobył się zdławiony jęk. Nie wiem co musiałbym zrobić, lub poświęcić żeby móc zapomnieć. Żeby móc choć przez godzinę nie czuć tego bólu rozdzierającego klatkę piersiową, przebiegającego przez całe ciało od cebulek włosów, aż po zakończenia nerwów w palcach u stóp. Chciałbym zlikwidować to pieczenie przechodzące falami, uderzające stopniowo w każdy milimetr mojego ciała.

Podniosłem się i skierowałem do miejsca w którym może dane będzie mi trochę spokoju. Poszedłem do jedynej osoby, która zawsze mnie rozumiała i potrafiła mi pomóc. Po długim spacerze ruchliwymi ulicami Londynu dotarłem na cmentarz. Stałem przed metalową bramą nie będąc do końca pewnym czy powinienem. Po chwili zastanowienia pchnąłem mosiężną bramę. Na powitanie otrzymałem nieprzyjemne, drażniące moje wrażliwe na dźwięki uszy, skrzypnięcie. Przemierzałem alejki. Samotne groby, jedne wystawne, inne zaniedbane. Na jednych niedawno zapalone znicze, a inne zapomniane. W kończy znalazłem się tam gdzie chciałem. Uklęknąłem koło marmurowego nagrobka i położyłem na nim, wcześniej kupioną, czerwoną różę. Bardzo je lubiła. Usiadłem na trawie i omiotłem spojrzeniem złoty napis wygrawerowany na pomniku. 'Danielle Peazer* ur. 10 czerwca 1988r zm. 23 października 2010r Miała 21 lat. Odeszła od nas za szybko.'


- Cześć Dani.- szepnąłem.- Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał żebyś tu była. Popieprzyło się u mnie, nawet bardzo. Zupełnie nie wiem co robić. Ta cała sytuacja mnie przerosła. Nie mam z kim o tym pogadać. Tęsknię za Tobą, wiesz? Nawet nie wiem kiedy minęły te dwa lata. Nie wiem kiedy zaczęło się to z Niallem. Ale Ty pewnie już wszytko wiesz. Zawsze Ci mówiłem, że będziesz najpiękniejszym i najlepszym aniołem ze wszystkich. I wiesz co mnie cieszyło? Że wiedziałem, że będziesz moim stróżem.- uśmiechnąłem się do siebie.- Kocham Go, wiesz? Tak bardzo chciałbym mu o tym powiedzieć. Chcę go tylko przytulić i powiedzieć jak bardzo jest ważny. Jak bardzo cieszą mnie te najmniejsze jego nawyki. Chciałbym żeby wiedział jak bardzo kocham topić się w jego błękitnych tęczówkach. Chcę żeby wiedział, że dla mnie jest i zawsze będzie idealny. Ale nie mogę. To boli, tak cholernie boli. Nie pamiętam kiedy przespałem całą noc, bez wcześniejszego upicia się. Nie wiem gdzie wylądowałem. Staczam się na dno. Może jeszcze niżej. Myślisz że się da? Tylko Ty wiesz, co tak naprawdę się dzieje. Dan, pomóż mi proszę. Jesteś moją przyjaciółką i właśnie teraz potrzebuję Ciebie najbardziej. Teraz kiedy wszystko traci wartość, a ja przestaję wierzyć w coś co nadejdzie. Coś lepszego. Jeśli tym razem się potknę, już nie wstanę, nie dam rady.- po moim zimnym policzku spłynęła łza.- Ty zawsze wiedziałaś co zrobić, albo co powiedzieć. Zawsze radziłaś sobie sama, a ja bez Ciebie byłem nikim. Potrzebuję Twojej pomocy jak nigdy wcześniej. Wszystko się sypie. On ma dziewczynę i jest szczęśliwy. Zarzuca mi że nie cieszę się jego szczęściem i go nie wspieram. Jego słowa były gorsze niż to że mnie pobił. Bardziej mnie zabolały. Przecież byłem dla niego zawsze. Kiedy tylko czegoś potrzebował, albo chciał. Byłem, bo Go kocham. A co w zamian za to dostałem? Wpierdol. Przepraszam Skarbie. Wiem, że nie lubisz kiedy przeklinam. Powiedziałem mu że nie jest już moim przyjacielem. Zraniłem Go i czuję się z tym jak ostatni chuj.- przez moje ciało przeszedł dreszcz, spowodowany wzmożonym wiatrem. Czułem że to Ona mnie strofuje.- Przepraszam, ale nie potrafię znaleźć innych słów. Czy to normalne, zrobiłem mu krzywdę tym jednym zdaniem. Robi się takie coś osobie którą się kocha? Może Go nie kocham? Może to, że zajmuje całe moje myśli i nie ma takiej chwili w której nie siedziałby w mojej głowie, nic nie znaczy? Może dreszcze kiedy mnie dotyka, też są bez znaczenia? Może moje sny i to wszystko coś się wydarzyło też nie ma żadnego sensu? Może po prostu mi się podoba? Co o tym myślisz?- prawie zapomniałem, że nie dostanę odpowiedzi.- Pamiętasz jak zawsze mówiłaś mi żebym bez względu na wszystko, zawsze walczył do końca? Jak powtarzałaś że jestem wyjątkowy i zasługuję na wszystko co najlepsze? Pamiętasz jak podnosiłaś mnie na duchu? Dzięki Tobie zawsze byłem pewny siebie i świadom własnej wartości. Nauczyłaś mnie żyć w zgodzie z samym sobą. Wiedz że nigdy o tym nie zapomnę. Będę Ci wdzięczny do końca. Odmieniłaś moje życie, gdy poddałem się na starcie.- położyłem dłoń na marmurowej płycie.- Dziękuję Ci Dani. Kocham Cię i zawsze będę. Jesteś najlepsza. I mimo tego że gadam do kawałka kamienia to wiem, że mnie słuchasz. Wiem, że stoisz obok i uśmiechasz się delikatnie w ten wyjątkowy sposób. Chciałbym Cię przytulić.- westchnąłem.- Czekaj tam na mnie. Spotkamy się jeszcze, obiecuję.

I'm weaker. My word fall and the hit the ground. All life, come one here, don't you fail me now. I start to say, I think I love you, but I make no sound.

Uśmiechnąłem się do roześmianej mulatki na zdjęciu. Czekoladowe loki kaskadami opadające na ramiona i słodko zmarszczony nosek. To właśnie prawdziwa Danielle. Tylko moja i wyjątkowa. Była... Jest moją jedyną przyjaciółką. Przeżywałem jej śmierć bardzo długo. Żałuję że jej wtedy nie powstrzymałem. Że pozwoliłem jej wracać do domu. Nawet teraz na rozmowie z nią czas mijał mi szybciej...


11 grudnia 2012

I've tried playing it cool, but when I'm looking at you, I can't ever be brave.


Zmieniłem się?

Kolejny dzień przywitał mnie męczącym kacem. Nie wiele pamiętam z ostatnich dwóch nocy.

Klub, alkohol, przypadkowa laska, łazienka. Alkohol, przypadkowa laska, mój pokój, poranny kac, kolejny liścik z numerem telefonu. I tak w kółko.

Przeciągnąłem się leniwie i usiadłem na łóżku, które swoją drogą wyglądało jak po wojnie. Rozejrzałem się po pomieszczeniu szukając bokserek wyglądających na czyste. Po znalezieniu tak owych otworzyłem na oścież okno i pozwoliłem porannemu, a tak właściwie popołudniowemu, powietrzu orzeźwić mnie i przywrócić do stanu używalność. Nie przejmując się zbytnio skąpym ubiorem zszedłem na dół wyleczyć kaca. W kuchni zastałem moich przyjaciół i Nialla. Wszedłem bez słowa i chwyciłem stojące na blacie mleko.
- O Liam. Dawno Cię nie widzieliśmy.- zignorowałem złośliwość Zayna upijając kolejny łyk mleka. Czułem ich spojrzenia na sobie. Nie dziwiłem się. Na moim torsie widniało kilka dorodnych malinek.
- Nie wiem czy Cię to jeszcze interesuje, ale zaczęliśmy nagarnia na których, tu Cię zaskoczę, powinieneś być!- ciągną brunet
- Nie miałem czasu.- rzuciłem zdawkowo
- Bo co? Pierdoliłeś pierwszą lepszą dupę z klubu?! To naprawdę jest ważniejsze?!
- Tak.- mruknąłem
- Liam co z Tobą jest nie tak, co? Jesteśmy czwórką Twoich przyjaciół i nie wiem czy wiesz, ale martwimy się o Ciebie!- widziałem jak Mulat wychodzi z siebie
- Nie musicie. A teraz trójko moich najlepszych przyjaciół i Niallu, pozwólcie że pójdę do siebie.- spojrzałem na ich zszokowane wyrazy twarzy, odwróciłem się na pięcie i poszedłem do siebie.
Mógłbym przysiąc, że widziałem w oczach Horana łzy. Ale nie złamię się. Dalej będę skończonym chujem, tak jak zaplanowałem.
Rzuciłem się na łóżko i przymknąłem oczy. Przez pokój przemknął dźwięk przybyłej wiadomości. Nie chętnie podniosłem się i chwyciłem telefon. Przesunąłem palcem po ekranie. Moim oczom ukazało się małe okienko, na którym widniało jego imię.

From: Niall
Skoro nie chcesz porozmawiać normalnie, to chociaż tak ze mną pogadaj. Liam proszę.. xx

To: Niall
O czym mam z Tobą rozmawiać?

Odpisałem zanim dobrze się nad tym zastanowiłem.. kolejny sygnał powiadomienia.

From: Niall
O nas..

To: Niall
Nas nie ma. Jestem ja i Ty już od dawna.

From: Niall
Jesteśmy przyjaciółmi Li.. Nie możesz tak po prostu tego przekreślić. Jesteś dla mnie zbyt ważny..

To: Niall
Mogę. Wcale nie jestem. Ona jest. Byłem Twoim przyjacielem dopóki byłeś sam, wtedy mnie potrzebowałeś, teraz już nie.

From: Niall
Nie prawda! Liam jesteś moim bratem, pamiętasz?! Cały czas Cię potrzebuję!

To: Niall
Nie, już nie. Nie mam czasu gadać.

From: Niall
Przepraszam jeśli tak się poczułeś.

Nie odpisałem. Nie mogłem. Złamałbym się. Sam nie wiem kiedy po moich policzkach zaczęły skapywać łzy.
Nie gniewam się na niego wcale.. Nie jestem zły, ale muszę udawać.. Muszę żeby przeżyć. Przetarłem ręką oczy. Musiałem się przygotować na codzienny obchód po klubach i kolejną noc z przypadkowymi dziewczynami.

Dlaczego ja to robię?.. przecież to nie w moim stylu, prawda?

Horan co Ty ze mną robisz?
Przez Ciebie traktuję kobiety jak zabawki. Nigdy tego nie robiłem. Szukam przygód. Sposobu na wyładowanie się. Seks z nimi wcale nie daje mi przyjemności.. To zwyczajnie sposób na chwilę zapomnienia. Na moment oderwania się od mojej chorej rzeczywistości. Wszystkim czego teraz potrzebuję.. Wiem, że to jest złe.. Ale im jest ze mną dobrze. Nie zmuszam ich do tego. Obie strony mają z tego korzyści..

Mają prawda..? 

I've been roaming around, I was looking down at all I see.

Wiem, że może robię im na coś nadzieję, ale przecież niczego im nie obiecuję. Dla mnie to tylko sposób na ucieczkę.. na znalezienie spokoju..

Co ja sobie myślę?!

Za każdym razem wyobrażam sobie, że to on. Mam ochotę krzyczeć jego imię i prosić o więcej... Dla mnie nie ma już ucieczki. Wszystko sprowadza się do jego niebieskich tęczówek i głośnego śmiechu. Blond kosmyków opadających na czoło kiedy rano po omacku szuka swojego śniadania. Tyle razy obiecywałem sobie że nie będę o tym myślał.. Co z tego? Łamię każde przyrzeczenie, nie ma dnia w którym bym o nim nie tęsknił za chwilami spędzonymi z Niallem. Nie ma takiej godziny w której nie chciałbym pójść do niego i przeprosić. Wtulić się w jego ciało i zaciągnąć zapachem brzoskwiniowego szamponu, szepcząc ciche; 'Nie chcę Cię stracić'.
Nie wiem ile razy wyobrażałem sobie jak mogłoby wyglądać nasze wspólne życie, przestałem liczyć już dawno. Jak bardzo boli mnie kiedy dociera do mnie że nic z tych rzeczy nie ma prawa bytu? Że nie będzie domu i psa? Że nie będzie namiętnych pocałunków i wspólnych nocy? Że nie będzie romantycznych wieczorów spędzonych na oglądaniu filmów i przytulaniu się na kanapie? Jak mam żyć z tą świadomością? Jak funkcjonować z myślą o dożywotniej samotności?
To ma być kara za to, że zbyt wiele w życiu mi się udało? Za sukces? W takim razie go nie chcę! Jeśli zrezygnowałbym ze sławy, to on by mnie pokochał? Chciałby ze mną być? Gdybym się z toczył i stał się nikim zwróciłbym na siebie jego uwagę? Chciałby się mną zająć? Troszczyć się o mnie? Na powitanie szeptać mi do ucha 'Dzień dobry Kochanie', a na dobranoc pozwalałby mi wtulać się w swój bok, żebym mógł poczuć się bezpiecznie? Zrobiłby to? Tak, żebym mógł mu powiedzieć, jak bardzo Go potrzebuję? Jak Go kocham i mi na nim zależy?

Zacząłem działać impulsywnie. Nie wiem co mnie napadło, ale gdybym to przemyślał, nigdy bym tego nie zrobił..

Podniosłem się i rzuciłem się w stronę drzwi. Szybciej niż sam mógłbym sobie to wyobrazić pokonałem odległość dzielącą mnie od pokoju Horana. Wpadłem tam bez pukania. Blondyn stał przed szafą w samych bezowych rurkach. Jęknąłem gardłowo. Podszedłem do niego i bez ostrzeżenia i tłumaczeń wpiłem się w jego miękkie, malinowe usta. Przyparłem go do ściany, ułożyłem dłonie na biodrach Blondyna i przyciągnąłem go maksymalnie do siebie. Pieściłem i ssałem jego wargi. Horan oddawał pocałunek co mnie zaskoczyło. Wodził chłodnymi dłońmi po moich plecach. Przesunąłem językiem po jego opuchniętej dolnej wardze, na co chłopak automatycznie rozchylił usta. Wtargnąłem gwałtownie do jego wnętrza. Siłowaliśmy się jeszcze chwilę. Kiedy nadszedł koniec, patrzyliśmy sobie w oczy ciężko dysząc. Wtedy zdałem sobie sprawę co właściwie zrobiłem. Odsunąłem sie o parę kroków. 

Move a little closer now.

- Ja.. przepraszam..- rzuciłem i wybiegłem do swojego pokoju.

Co ja najlepszego zrobiłem..?

God knows what is hiding in those weak and drunken heart.


_____________________________________________
* Dan w tym opowiadaniu nie była nigdy z Li. Za to była jego przyjaciółką. I przepraszam, że ją uśmierciłam, sama źle się z tym czuję.

Hej Skarby. xx
Przepraszam Was bardzo za to jak długo musieliście czekać na rozdział, ale wena mnie zawodziła. 
Trójka znacznie krótsza niż poprzednie części, myślę, że teraz takie będą się pojawiać, będzie szybciej. :) 
MASSIVE THANK YOU za wszystkie komentarze, cieszę się jak głupia kiedy je czytam. :D mam nadzieję, że teraz też mnie nie zawiedziecie. :*
Jeśli ktoś z Was miałby sugestie dla mnie co mogłabym zmienić, lub co mogłoby się tu pojawić, albo jeśli zwyczajnie macie ochotę pogadać to piszcie na moje gg: 5720721. Tylko dopiszcie, że jesteście z bloga czy coś. :) 
Jedna prośba, czy ktoś z Was potrafi robić nagłówki na bloga? Jeśli tak, to również proszę o kontakt. 

Enjoy xx Kocham Was czytaczki xx 

Maaluutkaax33

niedziela, 30 września 2012

2. Venomous memories.

*music*

3 grudnia 2012

 My head turn to face to floor. Cause I can't look you in the eyes.

Pożądanie... Pragnienie nie do spełnienia.

Jego ciepły oddech otulał delikatnie moją szyję. Czułem jego ręce pod moją koszulką. Jego place wodziły po moich mięśniach brzucha, wywołując przyjemne dreszcze. Jego rozgrzane wargi dotknęły mojej szyi. Zadrżałem nieznacznie pod wpływem tego upragnionego gestu. Jego język tworzył mokrą ścieżkę od mojej szczęki, aż do obojczyka. Jego prawa dłoń zjechała powoli na moje biodro, drażniąc subtelnie skórę. Słodki zapach jego perfum przyjemnie łaskotał moje nozdrza. Każdym milimetrem mojego ciała czułem jego bliskość. Ciszę rozrywały nasze przyspieszone oddechy i zsynchronizowane w najpiękniejszą melodie bicie naszych zniewolonych serc. Karmiłem się wszelkim jego dotykiem. Jakikolwiek kontakt naszych samotnych, zagubionych dusz, ograniczanych przez naszą cielesność, pobudzał wszystkie moje stęsknione za czułością i dotykiem komórki. Zainspirowany tęsknotą za bliskością innej osoby drżałem pod wpływem najmniejszego muśnięcia Blondyna. Łaknąłem dotyku jego delikatnych puszków na powierzchni mojego rozgrzanego ciała. Jego malinowe wargi z finezją obdarowywały drobnymi, wilgotnymi pocałunkami moją szyję. Czułem jak szkarłatna ciecz buzuje w moich tętnicach, niczym ptak trzepoczący skrzydłami by uwolnić się ze złotej klatki. Bezwstydnie wsunąłem dłonie pod jego obcisłą, czerwoną koszulkę polo. Do moich uszu doszło przytłumione westchnienie. Pragnąłem czuć pod opuszkami fakturę jego alabastrowej skóry. Chciałem dotknąć ustami każdego najmniejszego fragmentu jego ciała. Chciałem trwać w niepoprawnej chwili zapomnienia, zatapiając się grzesznie w jego malinowych wargach. Zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Odsunąłem się od niego nieznacznie. Wpatrywałem się w lazur jego tęczówek, widziałem w nim pożądanie i podniecenie. Małe iskierki dawały wrażenie jakby jego oczy świeciły swoim blaskiem, rozświetlając moje monotonne życie. On był tym czego w tamtej chwili szukałem. Był moim portem, moją ucieczką. Blondyn muskał ustami moje policzki. Czułem na swojej skórze jego jedwabisty oddech. Otulał mnie słodki, brzoskwiniowy zapach jego szamponu. Każdy jego najmniejszy dotyk powodował, że potrzebowałem więcej. Był moim tlenem i moją wodą. Moim słońcem i moim księżycem. Był jak ta najjaśniejsza gwiazda na granatowym niebie. Gwiazda, która świeciła tylko dla mnie. Jego wargi były moim narkotykiem. Tym co uzależniało najbardziej. Czułem jego rozpalone ciało przylegające od mojego. Materiał naszych ubrań był zbyt cienki by powstrzymać nasze zmysły. Nasze rozgrzane ciała lgnęły do siebie łaknąc czułości i namiętności jaka rosła między nami. Poczułem jak Blondyn podnosi tkaninę niepotrzebnej w tamtej chwili koszulki, by po chwili móc napawać się widokiem mojego nagiego torsu. Jego delikatne dłonie badały każdy skrawek mojej odkrytej skóry. Niewiarygodne jest to jakim spełnieniem napawały mnie jego palce błądzące po zagłębieniach między mięśniami mojego brzucha, lub drobne pocałunki składane na moim torsie. Moje mięśnie spinały się gdy dłużej niż sekundę nie czułem jego bliskości. Łóżko ugięło się nieznacznie, a na moich biodrach pojawił się przyjemny ciężar. Przyciągnąłem mojego towarzysza przyjemności do siebie, zmniejszając jednocześnie to co tak boleśnie dzieliło nas na co dzień. Odległość. Czułem jego tors na moim. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, by móc odpłynąć w zapomnienie. Nasze zniecierpliwione zbyt długą rozłąką wargi połączyły się w pełnym oddania pocałunku. Pieściłem usta chłopaka wkładając w to całego siebie. A on pełen zrozumienia oddawał tą samą pełną pasji pieszczotę. Niall przejechał językiem po mojej dolnej wardze, przyprawiając mnie tym samym o dreszcze przechodzące przez całe ciało. Takie drobne gesty dawały mi do zrozumienia jak bardzo pragnąłem tego doznania. Rozchyliłem lekko wargi dając współodczuwającemu więcej możliwości. Jego język pieścił moje podniebienie, a ja bez wahania oddawałem przyjemność, rozkoszując się chwilą. Zabrakło nam tchu. Oderwaliśmy się od siebie, pozwalając by odległość znów wdarła się między nas. Pchnąłem blondyna na miękki materac mojego łóżka, które bez niego było zimne i puste. Usiadłem na nim okrakiem. Chcąc jakoś upamiętnić nasze zatracenie w sobie nawzajem, przyssałem się do jego alabastrowej skóry, by po dłuższej chwili napawania się dławionymi jękami Horana, oderwać się z mlaskiem obwieszczającym zakończenie mojego dzieła. Uśmiechnąłem się widząc sporych rozmiarów malinkę na szyi chłopaka. Do moich uszu dobiegł cichy śmiech Nialla. Musiał ujrzeć malującą się w moich mlecznych tęczówkach satysfakcję pomieszaną z dumą...


Wake up, I need wake up. Maby if I face up to this. I can make it through this. Closer, maybe I'll be closer. Stronger then I was before I make this something more.

Przeraźliwy dźwięk burzący spokój i ciszę panującą w pokoju. Wyrwany z najpiększego i jednocześnie znienawidzonego snu, otworzyłem leniwie oczy. Zimowe promienie słońca za wszelką cenę starały się przebić przez ciemny materiał zasłon. Jednak nic z tego. Ich marzenia o rozjaśnieniu tego smętnego i szarego, pomimo żywego koloru ścian pokoju, spełzły na niczym. Tak samo jak moje. Wstałem by odprawić mój codzienny rytuał. Zapalić papierosa.


Jak bardzo chciałem uciec od rzeczywistości? Jak wiele byłbym w stanie zrobić by do tego doszło?


Myślenie o chodziennych, przyziemnych sprawach stawało się uciążliwe, każdego dnia bardziej.Chciałem móc obracać się tylko w tej sferze mniej życiowej, jednak tak bardzo realistycznej. Tak, czułem się tak jakby parę godzin temu jego ciało przylegało do mojego idealnie się w nie wpasowując. Jakby to wszystko co wytworzyła moja wyobraźnia by mnie gnębić było prawdą. Jakież było moje rozczarowanie kiedy zszedłem na dół by jednak wykonać te pozornie nieistotne, poranne czynności jak zjedzenie śniadania czy wypicie kubka herbaty przygotowanej przez Lou, a na szyi głównego bohatera moich fantazji nie było ani śladu malinki. Tak działo się za każdym razem.


 I hope that you catch me 'cause I'm already falling.

Mój mózg nie wiedział już którą ewentualną opcją przyszłości mnie dręczyć.


Chcąc po raz kolejny uciec od samego siebie udałem się pod prysznic. Krople ciepłej wody ogrzewały przyjemnie moje ciało. Stałem z głową spuszczoną w dół. Pozwoliłem przyjemności owładnąć moją osobą. Chwyciłem żel i rozprzestrzeniłem go po całej powierzchni skóry. Przyjemny zapach pomarańczy roznosił się wraz z parą po całej łazience. Aromatu dopełnił mój jabłkowo-cynamonowy szampon. Całość dawała ukojenie i jednocześnie rozbudzała zaspany jeszcze organizm. Wyłączyłem wodę. Zdjąłem z wieszaka puchowy, zielony ręcznik. Wytarłem dokładnie ciało i włosy. Ubrałem czyste bokserki od Armaniego i opuściłem moją świątynie. Będąc w pokoju wyciągnąłem z szafy niebiesko-szarą koszule w kratę i czarne rurki z niskim stanem. Chcąc nie chcąc byłem zmuszony dokończyć poranną toaletę. Umyłem zęby i ułożyłem jakoś moje niesforne włosy. Na koniec całość zwieńczyłem odrobiną ulubionych perfum. Gotowy do wyjścia podpaliłem papierosa i zaciągnąłem się dymem. Miałem jeszcze chwilę do wyjścia, ale i tak już z papierosem w ustach zszedłem na dół i nie chcąc kolejnej niepotrzebnej konfrontacji na temat mojego zachowania, ubrałem moje białe conversy. Wypaliłem bibułkę tytoniu. Przywdziałem mój firmowy uśmiech i biorąc przykład z przyjaciół założyłem kurtkę. Wyszedłem jako ostatni. Nie paliłem się jakoś specjalnie na tą próbę. Perspektywa kolejnego dnia spędzonego na wysłuchiwaniu wywodów na temat mojej osoby, a raczej zmian jakie we mnie zaszły, nie napawała mnie optymizmem. Ponad to ostatnio nie idzie mi najlepiej. Mylę teksty, gubię rytm. To denerwuje wszystkich, łącznie ze mną. Ciągle tylko słyszę;'Liam co się z Tobą dzieje?'. Ta wymuszona troska naszego managera czy innych członków naszej ekipy wcale mi nie pomaga. Te szepty na mój temat gdy tylko się odwrócę też nie. Potrzebuję zrozumienia, którego nikt tutaj nie potrafi mi zaoferować. Patrząc na miny chłopców przy kolejnej mojej pomyłce miałem serdecznie dość. Wyszedłem z budynku i szedłem przed siebie. Jak na złość grudniowa pogoda dała o sobie znać posyłając na ziemię deszcz. Szedłem, właściwie już całkiem przemoczony. Ale w sumie było mi to obojętne. Stanąłem przy barierce Tower Bridge. Spojrzałem na Tamizę. Woda szargana porywami zimowego wiatru, mącona przez strugi zimnego deszczu, tak bardzo przypominała mnie. Zagubiony liść, wystawiony na podmuchy wiatru i skazany na łaskę żywiołu. Fascynowało mnie to. Jak prosto było mi odnaleźć spokój w czymś co ma tak potężną władzę by dawać życie i odbierać je w każdej chwili. Woda taką właśnie ma. Ciekawiła mnie swoją siłą, ale za razem delikatnością. Na moście nie było nikogo innego. Do czasu. Nie wiem ile tam stałem. Nawet nie zorientowałem się kiedy przestało padać. Z mojego letargu wyrwał mnie dopiero Blondyn opierający się o barierkę tuż obok mnie.
- Martwiłem się.- wypłynęło z jego ust w nienagannym irlandzkim akcencie. Nie chciałem się odzywać, więc obdarzyłem go tylko przelotnym spojrzeniem i znów wbiłem wzrok w Tamizę.
- Liam, czy ja zrobiłem coś źle?- zapytał ni stąd ni zowąd przerywając dłuższą chwilę ciszy. Pokręciłem przecząco głową, nawet na niego nie patrząc.
- Odnoszę wrażenie, że mnie unikasz. To boli. Jeśli coś zrobiłem to powiedz.- chłopak przeszywał mnie swoim lazurowym spojrzeniem.
- Nie unikam Cię Niall i naprawdę nic nie zrobiłeś.- odezwałem się w końcu i uśmiechnąłem delikatnie w stronę przyjaciela.
- Czemu uciekłeś?- wiedziałem, że kiedyś o to zapyta. Właściwie to nie potrafiłem mu udzielić odpowiedzi.


The world is coming down on me and I can't find a reason to be loved. I never wanna leave you but I can't make you bleed.

- Bo i tak nic tam ze mnie nie było. Widziałem, że macie dość moich błędów.- pierwszy raz od jakiegoś czasu nie wyminąłem się z prawdą.
- Szukaliśmy Cię, wiesz? Baliśmy się o Ciebie. Ja się bałem.- Irlandczyk spojrzał na mnie z troską i objął ramieniem.
- Przepraszam.- mruknąłem
- Chodź do domu. Jesteś cały przemoczony. Ja też lubię patrzeć na Tamizę kiedy mam gorszy dzień, ale nie kiedy pada.- zaśmiał się i pociągnął mnie w stronę domu. Całą drogę chłopak nawijał jak najęty. A ja patrzyłem na niego tylko, chłonąc jego obraz, bądź analizując fakturę jego twarzy. Ewenutalnie co jakiś czas przytakiwałem na znak, że go słucham co niekoniecznie było prawdą. Korzystałem po prostu z chwili kiedy mogłem mu się bez karnie, do woli przyglądać. Tak zwyczajnie. Nie narażając się na dziwne spojrzenia, zdegustowane wyrazy twarzy, czy podejrzliwe pytania. To był moment kiedy mogłem to uznać za coś normlanego. To była ta chwila słabości w której mogłem zatopić się w jego błękitnych oczach w tle słysząc ten cudowny śmiech, lub uspokajający głos. Pragnąłem aby ta droga do domu trwała w nieskończoność, ale nie udało się. Wchodząc do domu napotkałem tylko spojrzenia reszty zespołu wyrażające jak bardzo głupie było to co zrobiłem i jak bardzo się o mnie martwili. Podarowałem im tylko ciche 'Przepraszam, nie chciałem Was denerwować.' I poszedłem na górę. Słyszałem jak jeszcze o mnie rozmawiali. Nie rozumieją mojego zachowania z ostatnich dni.

 
Nie zrozumieją go nigdy.


Usiadłem na łóżku niebardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Obrzuciłem spojrzeniem mój pokój. Zawsze panował w nim porządek i ład. Lecz nie teraz. Wszędzie leżały puste butelki, puszki i opakowania po papierosach. Na ziemi porozżucane ubrania tworzyły warstwę przez którą ledwo było widać dywan. Wśród rzeczy spostrzegłem coś co wyjątkowo przykuło moją uwagę. Wstałem i powłucząc nogami podszedłem do sterty przedmiotów. Chwyciłem ramkę i przyjżałem się zdjęciu. Uśmiechnięta twarz blondyna tuż koło mojej. Nasze szczerzące się mordki stykające się policzkami. Radość w moich oczach spowodowana jego bliskością. Pamiętam kiedy zrobiliśmy to zdjęcie. Byliśmy wtedy w studio. Nudziło nam się więc zaczęliśmy robić sobie fotki. U niego w pokoju stoi taka sama. Przynajmniej tak było. Ale nie jestem pewny. Dawno tam nie byłem.. 


I'm the ghost of a boy. That I want to be most. I'm the shell of a boy. That I used to know well.

Wiele razy chciałem tam pójść i otworzyć się przed nim. Powiedzieć całą prawdę. Zaryzykować. Ale tchórzyłem. Zbyt się bałem jego reakcji. Bałem się odrzucenia. Wciąż się boje.


I trying my best to never let you in to see the truth. I'll never opened up.

Chcę się ukryć. Chcę zasnąć.. Chcę się nie obudzić..


*music*


4 grudnia 2012

There's nothing left. I used to cry, my inspiration has run dry. That's what's goin' on. Nothings fine I'm torn.

Nadszedł moment w którym moje życie ogarnęła ciemność nie do przejścia. Czas w którym nie ma już nic na czym mi zależy. Potrzebuję takich magicznych nożyczek, którymi mógłbym wyciąć te najgorsze wspomnienia mojego bezwartościowego życia.


Dzisiaj Niall był zadowolony bardziej niż zwykle. Przed obiadem oświadczył, że kogoś przyprowadzi do domu. Myślałem że chodzi o jakiegoś nowego kumpla. Ale bardzo się pomyliłem. 15.34 śmiało mogę powiedzieć, że to czas zgonu mojej duszy i pasji.
Dlaczego? Jaki jest powód tego wszystkiego?
O tej godzinie, mój Blondyn wrócił do domu. Pojawił się w salonie, a zza jego pleców wyłoniła się niska brunetka o błękitnych oczach. Wtedy wiedziałem już co usłyszę. Wiedziałem, ale we mnie wciąż tliła się nadzieja, że to jakaś kuzynka, bądź przyjaciółka. Jednak on jakby czytając mi w myślach zgasił ten drobny płomyczek jednym zdaniem:
- Chłopaki, to jest Zoey. Moja dziewczyna.


Cut out all the ropes and let me fall.

Ostanie słowa dźwięczały mi w głowie i roznosiły się po niej głośnym echem. Czułem jak do oczu nachodzą mi łzy. Wybiegłem z domu, bez kurtki i w samych skarpetkach. Biegłem przed siebie. Czułem jak każda moja komórka umiera z imieniem Horana na ustach. Wszedłem do pierwszego sklepu i kupiłem butelkę wódki. W aptece nabyłem żyletkę. Poszedłem do parku i usiadłem pod jakimś starym drzewem. Padało, było mi zimno, cholernie zimno, a moje życie ostatecznie miało się skończyć. Pociągnąłem duży łyk alkoholu i spojrzałem na błyszczący skrawek metalu w moich palcach. 'Chyba się zaprzyjaźnimy.'- mruknąłem do siebie. Nie miałem odwagi żeby to zrobić. 


Heart beats harder, time escapes me. Trambling hands touch skin, it makes this harder. And the tears stream down my face.

Dopiero kiedy opróżniłem większość butelki, przyłożyłem metalową przyjaciółkę do nadgarstka i przeciągnąłem po całej jego długości. Na początek zalała mnie fala bólu, ale po chwili było mi lepiej. Stworzyłem jeszcze klika krwawiących kresek. Kiedy oczy zaczęły same mi się zamykać zorientowałem się, że nie kontroluję tego co się ze mną dzieje. Próbowałem wstać, ale nie mogłem. Nie mogłem już nawet ruszyć ręką. Obraz rozmazywał mi się przed oczyma. Ostatnie co pamiętam to czyjś głos i szarpanie..


Miałem już nadzieję, że nie żyję. Że już nie będę dłużej musiał tego znosić.


Can't even get it right, no matter how I try, and I've tried.

Otworzyłem oczy, a pierwsze co zobaczyłem to rażące, jasne światło. Mrugnąłem parę razy i zauważyłem że jestem w szpitalu. Nadgarstki zawinięte bandażami. Obok mnie kroplówka. Nie udało się. Przymknąłem oczy. Usłyszałem charakterystyczne skrzypnięcie otwieranych drzwi i pociąganie nosem. Materac koło mnie ugiął się nieznacznie. Kolejne pociągnięcie nosem i dławiony płacz. Cichy szloch i przekleństwa pod nosem. Mamrotane przeprosiny. Zimna dłoń na mojej. Po raz kolejny podniosłem powieki, by sprawdzić do kogo należą te słowa. W nogach łóżka siedział Harry. Nie wiedziałem co mu się stało, dlaczego płacze. Westchnąłem, chcąc zwrócić na siebie uwagę młodszego chłopaka.
- Li? Jak dobrze, że się obudziłeś. Jak się czujesz?- zapytał łamiącym się głosem.
- Dlaczego płaczesz?- zapytałem, nie świadom tego jak słaby jest mój głos.
- Bo bałem.. baliśmy się, że.. że Ty..- spuścił głowę- że umrzesz..- głos załamał mu się zupełnie.
- Spokojnie, wszystko jest dobrze..- zapewniłem, kłamiąc po raz kolejny.
- Nie jest Liam. Z Tobą dzieje się coś złego i ja to wiem. A jeszcze Niall..
- Co Niall?! Co z nim?!- zaniepokoiłem się. Próbowałem usiąść, ale zatrzymał mnie ból w klatce piersiowej. Syknąłem przeciągle.
- Źle się czujesz?- Lokers podniósł się.
- Nie! Co z Horanem?- dopytywałem
- Pokłóciliśmy się, on wyszedł z tą swoją Zoey i go nie ma. Ma wyłączony telefon. Ale pewnie siedzi u niej..


Nie odpowiedziałem nic. Ukłucie w sercu zabrało mi oddech. Próbowałem jakoś to ustabilizować, ale nie mogłem. Zacząłem się dusić. Czułem, że umieram. Znów. Po sekundzie pojawili się lekarze. Założyli mi maskę tlenową. Poczułem jak blokada na moich płucach znika. Złapałem kilka głębokich oddechów. Widziałem to przerażenie na twarzy Hazzy. Z jego zielonych tęczówek znów płynęły łzy.


It's a little bit funny. This feeling inside, I'm not one of those who can easly hide. I don't have much money, but bou, if I did, I'd buy a big house where we both could life.

Bolało. Nigdy nie chciałem zranić żadnego z chłopców. Lecz ciągle to robię. 


- Hazza spokojnie..- bardziej wysapałem niż powiedziałem
- Obiecaj, że nie umrzesz. Błagam.- spojrzał na mnie wypraszająco.
- Kiedyś napewno..
- Teraz. Chodzi mi o teraz.. Przysięgnij, że nie..- widziałem jak ciężko mu wypowiedzieć te słowa.
- Przysięgam Harry. Ale nie płacz już. Chodź tu do mnie.- rozłożyłęm ręcę, a Loczek wpadł w moje ramiona. Wtulał się we mnie długi czas. Głaskałem go po głowie, wciąż obiecując, że nic mi się nie stanie. Do mojej sali wpadł Zayn. Widziałem, że jest zły. Przygotowaywałem się już na wiązankę na temat tego jak głupio się zachowałem.


- Payne! Czy Ty jesteś chory na głowę?! Co Ci odbiło do cholery!? Teraz tak rozwiązujesz swoje problemy?! Zawsze wolałeś z nami porozmawiać! Nie poznaję Cię ostatnio! Możesz nam powiedzieć co się z Tobą dzieje!? Martwimy się o Cibie idioto! Robisz takie rzeczy! Pomyśl co by się stało gdyby ta kobieta Cię nie znalazła!- Mulat na mnie krzyczał, ale wiedziałem, że robi to bo się martwił.


Co by się stało gdyby ta kobieta mnie nie znalazła? 


Byłoby mi lepiej. Nie musiałbym cierpieć. Patrzyłbym spokojnie z góry na tych wszystkich, którzy w jakiś sposób odczuli brak mojej osoby. Pilnowałbym wszystkich tych którzy byli dla mnie wartościowi. Tych których kochałem...
- Liam, czy Ty w ogóle przyjąłeś do wiadomości to co ja do Ciebie powiedziałem?- Zayn spojrzał na mnie karcąco, a koło niego nie wiem kiedy pojawił się Louis.
- Tak, przepraszam.- popatrzyłem na niego przepraszająco
Było mi wstyd. Jednak wtedy ból spotęgował się ponad wszystkie granice. Straciłem to co mi zostało. Nadzieję na lepsze jutro. Bardziej opadłem na miękką poduszkę. Przymknąłem oczy, czułem łzy gromadzące się pod powiekami. *Nie teraz, błagam nie teraz.*- pomyślałem. Czułbym się źle płacząc przy chłopakach. Musiałem przeczekać. Wziąłem kilka głąbokich oddechów i znów spojrzałem na moich przyjaciół. Czegoś mi brakowało. 


Czegoś ważnego. Bardzo istotnego w moim bezsensownym życiu.


Nie było jego. Jego zatroskanego spojrzenia spod bląd grzywki. Jego bezpiecznych ramion przygarniających mnie w uścisku. Jego zmartwionego tonu głosu, gdy opowiadał o tym jak bardzo się martwił. Nie było go. Czułem pustkę ogarniającą całe moje ciało. Chciałem żeby on teraz tu był. Żeby zapewnił że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Te puste słowa w jego ustach brzmiały lepiej niż u innych. Były bardziej prawdziwe. Dawały mi siłę, której dzisiaj mi zabrakoło kiedy zobaczyłem ich razem. Nie umiem opisać bólu jaki towarzyszył mi kiedy widziałem jak on na nią patrzy. Kiedy ptrzyłem jak uśmiecha się do niej i obejmuje ją. Zraniłem go miom zachowaniem?


Staring at the sink of blood.

Pewnie tak.


Wiem czego on oczekiwał. Chciał tego, bym cieszył się jego szczęściem razem z nim. Jednak ja nie umiem. Nie mogę się pogodzić z tym że ktoś inny niż ja daje mu to coś.


 I don't believe that anybody. Feels the way I do. About you now.

Moja tęcza straciła kolory. Wszystko stało się szare i nie istotne. Nic mnie nie cieszyło. Nie potrafiłem już nawet wymusić uśmiechu. Stałem się tylko skorupą. Bez duszy i sensu życia. Bez serca. Jedno zdanie sprawiło że wszystko jest mi obojętne. Mogę być lub nie. Mogę jeść lub nie. Mogę śpiewać lub nie. Mogę spać lub nie. Mogę wszystko, lecz nie muszę. Jestem wyprany z emocji. Nie czuję już tej potrzeby życia. Zwyczajnie mi się nie chce, rzuciłbym to wszystko najchętniej.


I don't know where I'm at. I'm standing at the back and I'm tired of waiting.

Dlaczego zawsze ja?


Takie męczące pytanie odbierało sen i apetyt. Dalczego zawsze muszę tracić to na czym mi zależy? Dlaczego nie mogę po prostu móc jak każdy zatopić się w wargach tej ukochanej osoby? Dlaczego muszę oglądać jak ktoś dostaje miłość od osoby która jest da mnie wszystkim? Dlaczego to nie jestem ja? Nie zasłużyłem? Nie zasłużyłem na miłość?
Nienawidzę sibie. Nienawidzę swojego gejostwa. Nienawidzę mojego życia...
Mogli przecież pozwolić mi odejść. Ale musieli myśleć tylko o sobie. Nie wzięli pod uwagę że cierpię, że nie chcę żyć. Uratowali mnie bo oni chcieli, ale mnie nikt o zdanie nie zapytał. 


NIE CHICAŁEM TEGO! NASTĘPNYM RAZEM MNIE ZOSTWACIE!


Sam już nie wiem czego potrzebuję.. Na pewno Nialla który właśnie teraz pewnie śpi u boku swojej błękitnookiej piękności, lub planują swój ślub.
Słodko, czyż nie? 


All that I have is on the floor.

Jednak nikogo nie ochodzi to, że kiedy widzę tych dwoje razem umieram od środka. Powoli, stponiowo, każdego dnia bardziej. Nikt o tym nie myśli. Jego to już nie obchodzi, już nie jestem mu potrzebny. Ma swoją ukochaną brunetkę i już nikt inny mu nie potrzebny. W tym ja. Czuję się jak dziwka. Wykorzystany. Jak stara niepotrzebna, złużyta zabawka, rzucona w kąt.


Zasłużyłem na to? 


Najgorszemu wrogowi nie życzę uczucia tego cholernego zawodu. Tego najgorszego. Gdy słyszałeś wiele razy jak ważny dla kogoś jesteś, jak bardzo potrzebny i wartościowy. Tyle kłamstw i nie potrzebnej nadzieji. Rozczarowanie o jakim nigdy nawet nie myślałem.


To boli tak kurewsko.

*music*


8 grudnia 2012

And all the roads that lead you there were winding. And all the lights that light the way are blinding. There are many things that I would like to say to you. But I don't know how.

Minęły już cztery dni. Nie pojawił się. Nie było go. Nie jestem już ważny. Nie liczę się. 


Kocham Cię Niall.


Dni w szpitalu mijały.. wonlo jakby czas stał w pieprzonym miejscu i szydził sobie z mojej osoby. Niall nie przyszedł ani na chwilę. Przez wszystkie te godziny spędzone tutaj, nie widziałem jego pyzatej mordki.


Goodbye my almost lover. Goodbye my hopeless dream. I'm trying not to think about you. Can't you just let me be?

Tęsknię Niall.


Chcę stąd wyjść. Powinienem go przeprosić?


Czy powinienem go przeprosić za miłość? Za to, że nie potrafię zaakceptować tego co robi? Czy będzie zły jeśli powiem, że nie przyjdę na ślub, ani chrzciny ich dzieci? Czy zrozumie jeśli wytłumaczę, że to mnie zabije? Może i tak. Lecz czy wytłumaczę?
Nie, bo jestem pieprzonym tchorzem i nie mam na to odwagi.
Jednak jaką robi mi to teraz różnicę? Umarłem choć wciąż żyję. Mogę mu wszystko powiedzieć i odejść. Tak zwyczajnie bez słowa.


Teraz odchodzę i zamykam drzwi...


It takes an ocean not to break.

***
Ktoś mnie jeszcze słucha tam na górze. Wypuścili mnie. Teraz znów mogę tkwić w swoim brudnym, przesiąkniętym wonią papierosów i alkoholu pokoju. Szczyt marzeń. 

Po powrocie odrazu zamknąłem się w swojej twierdzy. Było tak jak ostatnio lubiłem. Zgaszone światło, okno otwarte na oścież. I ja siedzący na parapecie w samych bokserkach, upajając się wkradającym z dworu mrozem i rześkim powietrzem, zaciągając się papierosem i zapijając smutki Jackiem Danielsem.


And I can't fall asleep. Without a little help. It takes a while to settle down. To settle down. My shivered bones . Until the panic sets.

Jednak samotność nie była mi dana na długo. Teraz wszyscy nagle się o mnie martwili. A ja chciałem tylko żeby on się przejmował moim stanem, lecz na to nie mogłem liczyć. Do mojego pokoju wkroczył Hazza. Widziałem jak ten dzieciak się dręczył całą tą sytuacją. Rozejrzał się po pomieszczeniu, lustrując dokładnie każdą ścianę, półkę. Każdy centymetr mojego pokoju został wręcz prześwietlony. Osiemnastolatek pokręcił głową z dezaprobatą i zapalił światło. Przymrużyłem oczy, które porażone jasnym światłem nie rejestrowały żadnego obrazu. Kiedy wszystko wróciło do normy, zobaczyłem jak Harry podchodzi i zamyka okno. Patrzyłem na niego pytającym spojrzeniem. Zabrał mi butelkę i papierosy. Wszystko co miałem na tą chwilę, ten dzieciak mi tak po prostu odebrał. Wciąż utrzymywałem swoje spojrzenie na jego osobie. Dlaczego nie mogłem mu się sprzeciwić? Dlaczego ciągle siedziałem jak sparaliżowany i nic nie zrobiłem? Zaskoczyła mnie jego troska? Lokaty podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Jego zielone tęczówki przeszywały mnie na wskroś, jednocześnie uspokajając.
- Nie pozwolę żebyś ciągle to robił. Ty jesteś Liam Payne. Nie palisz, ani nie pijesz. Zawsze się uśmiechasz, szczerze.- podkreślił ostatnie słowo - Pomagasz nam i jesteś naszym Daddy Direction. Ty nigdy być nie chciał się zabić. Nigdy. Przecież nas kochasz. Jesteś naszym bratem. Nie możesz nas zostawić Li, nie teraz. Powiedz mi co się dzieje. Proszę.- Loczek położył mi dłonie na zmarzniętych kolanach. Przeszedł mnie dreszcz.
- Nie zostawię was Harry. Obiecuję.- spuściłem wzrok
- Kłamiesz. Kłamiesz Liam! Chcesz nas zostawić. Już nas zostawiłeś! Nie liczymy się dla Ciebie! Nie czujemy już Twojego wsparcia! Oddalasz się od nas!  To boli wiesz!? Bardzo...- załamał mu się głos. Jego blade policzki były mokre od łez.
- Przepraszam..
- Co z tego?! Ciągle przepraszasz, ale dalej robisz to samo!- rozpłakał się jeszcze bardziej.- Nie możesz odejść. Potrzebuję Cię rozumiesz?! My wszyscy potrzebujemy. Ja. Lou. Zayn. I Niall.- na dźwięk ostatniego imienia nie wytrzymałem. Zacząłem płakać. Zbłaźniłem się przed Hazzą, wiem to, ale nie mogłem już wytrzymać. Chłopak patrzył na mnie zdezorientowany. Odwróciłem wzrok. Styles przyciągnął mnie do siebie i przytulił. To nie było to samo co z Niallem, ale pomogło. Czułem jego wsparcie.
- Hazz.. przepraszam, ale ja nie chcę o tym gadać. Dowiecie się wszystkiego w swoim czasie. Przysięgam.- pociągnąłem nosem
- Dobrze. Jak chcesz. Ale pamiętaj że Cię kochamy Li. Ubierz się i nie siedź przy otwartym oknie bo się przeziębisz.- uśmiechnął się, poczochrał mnie po wyjątkowo nie ułożonych włosach i wyszedł.
- Pamiętam..- szepnąłem


Przyprawiam chłopakom same problemy. Znowu cierpią przeze mnie.


God knows what is hiding in those weak and sunken eyes. A Fiery throng of muted angels. Giving love but getting nothing back.

To śmieszne i przerażające ze razem, jak bardzo zmieniłem się w tak którtkim czasie. Na pozór zawsze uśmiechnięty, pełen życia, opiekuńczy i troskliwy nastolatek. Obsesja nastolatek na całym świecie. Ale naprawdę? Gej z problemami godnymi czterdziestolatka. Komiczne, czyż nie?

To głupie. Ostatnio boję się nawet spać.. boję się tego co mi się przyśni. Nie chcę już cierpieć. Nie chcę widzieć twarzy chłopców kiedy słyszą że jestem gejem. To boli bardziej niż okaleczanie się. Ten wyrzut w ich oczach. Wyzwiska. Nie chcę.. Z koleji kiedy widzę siebie i Nialla tak blisko, kiedy wręcz czuję jego rozgrzane ciało obok siebie.. nie potrafię normalnie funkcjonować. 


Not ready to let go, cause then I'd never know what I could be missing. But I'm missing way to much, so when do I give up what I've been wishing for?

Miałem nadziję że to koniec rewelacji na ten jeden dzień.


Jak bardzo się myliłem? 


Kiedy wkaładałem moje ulubione dresowe spodnie do pokoju wpadł nie kto inny jak Niall. Staną na przciwko mnie. Był cholernie zły. Wiedziałem to.
- Dlaczego to zrobiłeś!? Dlaczego mnie nie wspierasz?! Zazdrosny jesteś!? Chciałeś wzbudzić moje wyrzuty sumienia!? Jestem tylko Twoim przyjacielem! Nie spędzę całego życia z Tobą! Chcę być szczęśliwy! Nie możesz się cieszyć ze mną!? Musisz to psuć?!- jego błękitne tęczówki ciskały we mnie piosrunaim.- Chcę z nią być! Uszanuj to! Nie zachowuj się tak! Przez to cierpię ja i Zo!- stał tak blisko mnie, że nie byłem w stanie wydusić słowa.
- Tylko moim przyjacielem? Tyle dla Ciebie znaczę? Byłem Ci potrzebny kiedy nie miałeś dziewczyny? Teraz możesz już mnie wyjebać jak niepotrzebnego śmiecia? Zajebisty jesteś. Nawet do szpitala nie przyszedłeś. Aż tak bardzo masz mnie już w dupie? Nagle stałem Ci się obojętny?- patrzyłem mu prosto w oczy, choć było to trudne.
- Zamknij się! Zamknij się kurwa! To nie prawda! Nie przyszedłem bo jestem na Ciebie zły! Jak mogłeś tak o mnie powiedzieć! Nie potraktowałbym Cię tak! Nie byłeś mi obojętny!
- Nie byłem? Wiesz co Niall. Spierdalaj do swojej dupy i odpieprz się ode mnie..- serce pękało mi na tysiące kawałków. Znowu.
- Nie mów tak o niej!- Blondyn był wściekły, ale nie spodziewałbym się nigdy tego co zrobił. Rzucił się na mnie z pięściami. Leżałem pod nim i nie byłem w stanie mu oddać. Za bardzo go kocham. 


I don't remember how to put back to light in my eyes.

Czułem kolejne uderzenia na twarzy, rękach, klatce piersiowej i brzuchu. Stróżki krwi łaskotały mnie spływając z mojego ciała na dywan. Horan wpadł w szał. Bił, nie chciał przstać. Chwilę później już go nie było. Nie wiem czemu. Kaszlnąłem kilka razy. Rdzawy smak w utach spowodował mdłości. Leżałem zakrwawiony na podłodze własnego pokoju i jedyne czego wciąż chciałem to Niall.

Wjebał mi, ale chciałem żeby było obok mnie.. 


Usłyszałem szmer. Podniosłem się lekko, ale zablało. Syknąłem przeciągle.
- Leż.- znajomy głos rozniusł się po pokoju.
- Idź stąd.- wraknąłem
- Liam przepraszam.. Ja nie chciałem.- chłopak ukucnął koło mnie.
- Wyjdź, rozumiesz?! Wyjdź stąd!- syknąłem.
- Daj. Przemyję Ci to.- namoczył wacik w wodzie utlenionej.
- Nie! Zostaw mnie.- odsunąłem się.- Chcę być sam. Muszę w spokoju przetrawić stratę przyjaciela.


Zdziwiony Blondyn patrzył na mnie przez chwilę, po czym opuścił pokój. Zostałem sam. Cierpiąc, bardziej niż zwylke...


These wounds won't seem to heal. This pain is just too real. There's just too much that time cannot erase.

________________________________________________________

Kochani, witam z dwójeczką. 
Przepraszam, że zajęło mi to tyle czasu, ale nie chciałam dawać Wam byle czego. 
Przepraszam również za wszystkie błędy. 
BARDZO, BARDZO DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE POD POPRZEDNIĄ NOTKĄ. ♥ 
Liczę, że teraz komentarzy będzie tyle samo lub więcej. 
Kocham Was, 

Maaluutkaax33

czwartek, 26 lipca 2012

1. Give me a bit of hope.


29 listopada 2012

God knows what is hiding in this world of little consequence. Behind the tears, inside the lies.

Obrzydzenie...

Czułem to sam do siebie, kiedy tej nocy kolejny raz obudziłem się z krzykiem. Znów ten sam sen spowodował, że zakończyłem moją podróż po krainie Morfeusza.

Byłem tam sam. Było ciemno. Stałem gdzieś w samych bokserkach. Wiało, było mi zimno. Zobaczyłem małe światełko. Ruszyłem w jego kierunku. Z każdym krokiem było zimniej. Miałem dreszcze. Promień raził mnie coraz bardziej. Wszedłem w niego. Znalazłem się w naszym domu. Chłopcy siedzieli w salonie. Poszedłem do nich, ale zaraz tego pożałowałem. Spojrzeli na mnie z obrzydzeniem i odrazą. Krzyczeli żebym się do nich nie zbliżał, że nie chcą mieszkać pod jednym dachem ze zboczeńcem. Że mam zostawić ich w spokoju, że nie chcą mnie w zespole, a ich głosy odbijały się echem w przestrzeni...

I wtedy się obudziłem. Krzyczałem. Nie mogłem znieść więcej. Kiedy się obudziłem zlany potem i łzami, do mojego pokoju wpadł On. Podszedł do mnie pytając co się stało. Ale ja nie byłem wstanie odpowiedzieć. Tak cholernie się bałem, że On wie. Byłem tak cholernie przerażony. Nic nie widziałem, z moich oczu niekontrolowanie wylewały się łzy. Potem czas się zatrzymał. Poczułem jego ramiona oplatające mnie w szczelnym uścisku pełnym troski. Szeptał mi do  ucha, że to był tylko zły sen, że wszystko jest już dobrze. Że nie jestem sam, że jest przy mnie i nic się nie stanie. Głaskał mnie uspokajająco po głowie. A moje serce oszalało. Myślałem, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Modliłem się, żeby On tego nie zauważył. Blondyn oderwał się ode mnie i popatrzył mi w oczy. Pomyślałem o najgorszym: To Twój koniec Liam, sen stanie się rzeczywistością. Zamknąłem oczy, błagając żeby to już się skończyło. Spod moich powiek leciały kolejne porcje słonych kropli. 'Spokojnie Li. Jestem tu. Nie musisz się już bać'. To usłyszałem zamiast obelg. W jego głosie słyszałem zmartwienie i troskę. Wtuliłem się w jego bijące ciepłem ciało. Chciałem tego. Potrzebowałem tego. 'Nie zostawię Cię Liam'. Powiedział w moje włosy i ucałował czubek mojej głowy. Nie mogłem przestać płakać. Tak cholernie się bałem. Bałem się, że mój koszmar się ziści. Niall kołysał mną delikatnie jakby chciał mnie uśpić. Ale to nic nie dawało, mimo to że w jego objęciach czułem się bezpieczny i wbrew pozorom kochany, nie potrafiłem teraz zasnąć. Po każdym takim wytworze mojej podświadomości mój sen kończył się na dobre. Nie wiem dlaczego mój mózg urzeczywistniał w pewien sposób mój największy lęk. Odrzucenie. Blondyn za wszelką cenę starał się mnie uspokoić, ale ja nie mogłem. Kiedy w mojej głowie pojawiał się obraz tego jak On dowiaduje się o wszystkim, a ja staję się dla niego w jednej chwili nikim. Jeśli to się stanie, ja tego nie przeżyję. Irlandczyk zaczął śpiewać mi do ucha Moments. Zacząłem płakać jeszcze bardziej, a mój strach przeszedł na kolejny poziom.

Ja nie mogę Go stracić. Za nic w świecie nie mogę go stracić.

Zacisnąłem pięść na koszulce Nialla. Moje ciało ogarnęły drgawki. Zacząłem dławić się własnymi łzami.
- Liam, co się dzieje? Źle się czujesz? - zapytał z troską, a ja pokręciłem przecząco głową. Wszystko było dobrze, póki był obok i dawał mi cień nadziei.
- Jak mogę Ci pomóc Li?! Boję się o Ciebie! - przygarnął mnie mocniej do siebie
- Nie zostawiaj mnie, proszę. Ja... Ja... przepraszam - szlochałem w jego tors ściskając jego koszulkę w pięści tak mocno, aż zbielały mi knykcie
- Nie zostawię Cię, obiecuję. Nigdy. Jesteś moim przyjacielem. Spokojnie, ale za co Ty mnie przepraszasz? - głaskał mnie po plecach. Na słowo przyjaciel, wybuchnąłem jeszcze większym płaczem...
- Że... się... się... tak zachowuję. Prze.. przepraszam... Ni..Niall - byłem w takim stanie że przez gardło nie przechodziło mi żadne sensowne zdanie.
- Nie musisz mnie przepraszać. Każdemu może przyśnić się coś złego. Liam powiedz co Ci się śniło, będzie Ci lepiej - prosił Blondyn. Martwił się o mnie, a ja znów mogłem milczeć, albo Go okłamać. *Nie, Niall jeśli Ci powiem wcale nie będzie lepiej* - pomyślałem.

Tak bardzo chcę Ci powiedzieć całą prawdę Niall... Tak bardzo chcę...

All that I want in under my nose. I sholud open my eyes but they stay close.

- Ni... nie... mo...o...ge. Nie...chc..e - jąkałem się
- Nie ufasz mi Li? - spojrzał na mnie oczyma pełnymi zdziwienia. W życiu nie chciałem żeby tak pomyślał. On był ostatnią osobą, której mógłbym nie ufać.
- Ufam Ci! - oderwałem się od niego i popatrzyłem w jego głębokie tęczówki w kolorze oceanu. Miałem nadzieję, że nie zauważy tego jak na niego patrzę - Po prostu nie chcę tego pamiętać - spuściłem wzrok.

I'm afraid of what you'll see right now.

- Nie będę naciskał - przycisnął mnie mocniej do siebie - Nie bój się już i nie płacz - pogłaskał mnie po policzku
- Dziękuję - mruknąłem wtulając się w niego. *Gdybyś wiedział ile dla mnie znaczy, że tu jesteś* - pomyślałem

Ahh... Niall gdybyś tylko wiedział. Gdybyś znał prawdę. Nie było by Cię wtedy ze mną. Przepraszam Przyjacielu.. Przepraszam że Cię zawiodłem. I dziękuję za to, że dajesz mi odrobinę nadziei.

One minute I held the key. Next the walls were closed one me. And I discovered that my castles stand upon pillars of salt and pillars of sand.

Nie zasnąłem już. Blondyn siedział ze mną jeszcze trochę, ale był zmęczony i kazałem mu iść spać. Opierał się chwilę, ale zapewniłem go że już jest dobrze i może spokojnie iść spać. 

What I want, what I need has been right hear. I'm holding back those tears, tears.

Kiedy tylko opuścił mój pokój sięgnąłem do szuflady i wyjąłem paczkę Malboro. Przeszukałem kieszenie wczorajszych spodni w poszukiwaniu zapalniczki. Kiedy znalazłem srebrny prostokąt, szybko podpaliłem bibułkę z tytoniem i zaciągnąłem się nikotynowym dymem. Uzależniłem się. Ale na razie udało mi się to ukryć przed resztą.

Nie chcę, żeby widzieli, że coś jest nie tak.

Uspokajało mnie to. Chwila kiedy nie myślałem o problemach, sekretach czy kłamstwach. Koncentrowałem się tylko na tym jak nikotyna rozprzestrzenia się po moich drogach oddechowych, a potem ulatnia z dymem wypuszczanym na zmianę nosem i ustami. Dużo wypaliłem dzisiejszego ranka. Na pusty żołądek, co niekoniecznie dobrze wpłynęło na moje i tak już złe samopoczucie. Większość dnia spędziłem siedząc samotnie w pokoju i wypalając kolejne dwie paczki papierosów. Myślałem. Tak cholernie dużo o tym co sam zrobiłem ze swoim życiem. Dlaczego sam tak bardzo sobie komplikowałem?

Bo jesteś skończonym idiotą.

Wiem, że jestem...

Przecież każdy zasługuje na szczęście, czyż nie? Każdy ma prawo do osoby, która da mu tę odrobinę światła w ciemnym tunelu, potocznie zwanym życiem. Każdy ma prawo kochać i być kochanym, tak? To jest przecież istota ludzkiego istnienia, miłość. Świadomość, że jest na świecie osoba, która jest w stanie oddać za nas życie. Czemu to takie nieosiągalne? Nieosiągalne dla mnie? Muszę być inny niż reszta? Muszę? Zrobiłem coś złego? Coś nie tak jak trzeba? Skrzywdziłem kogoś? Jeśli tak to przepraszam. Tak cholernie bardzo przepraszam! Nie chciałem, wcale nie chciałem! Chcę tylko odrobiny szczęścia. Wiem, że nie mam szans na szczęście. Jest tylko jedna osoba, która może dać mi radość i wprowadzić kolory do mojego szarego życia. Ale ta osoba jest normalna. Nie jest taka jak ja.

I nigdy nie będzie...

Cóż za ironia. Jedyną drogą do szczęścia jest wyznanie prawdy, ale prawda spowoduję utratę tego szczęścia. To zbyt trudne. Mam tylko dziewiętnaście lat, ale mam wrażenie, że moja psychika jest dużo starsza ode mnie. Czuję się naprawdę zmęczony życiem, a z dnia na dzień to uczucie się pogłębia. Z każdym dniem mój sekret coraz bardziej mnie przytłacza. Ale kto by się tego spodziewał? Kto mógł przypuszczać, że Liam Payne jest gejem.

Tak, jestem gejem...

Nie wierzę, że to napisałem. Sam przed sobą boję się przyznać do mojego homoseksualizmu, a co dopiero przed rodziną, przyjaciółmi czy fanami. A przed nim już na pewno nie. Czy mnie popierdoliło do reszty żeby zakochać się w przyjacielu?

Jesteś skończonym idiotą, zapomniałeś?

Jestem...

I never thought that you would be the one to hold my heart. You came around and you knocked me off the ground from the start.

Nic nie poradzę, że on tak na mnie działa? Jego uśmiech z aparatem ortodontycznym. Głośny śmiech, który nadaje odrobinę barw monotonności dnia. Lazurowe niczym tafla wody tęczówki pełne skaczących iskierek radości i życia. Farbowane włosy, których kosmyki stały każdy w inną stronę. Dorodne, różowe rumieńce na jego wydatnych policzkach. Pełne malinowe wargi, które aż proszą się o pocałunki. Jego wieczny optymizm i hałaśliwość dodają mu uroku. Opiekuńczość z jaką patrzy na każdego z nas. To wszystko składa się na mój ideał. Mój własny, jedyny, niepowtarzalny, perfekcyjny... Nieosiągalny. Kocham to jak jest wrażliwy i jak przejmuje się opinią innych, choć powtarzam mu tysiące razy żeby tego nie brał tak bardzo do siebie.

Zresztą, co ja mogę o tym wiedzieć skoro żyję w kłamstwie, właśnie dlatego, że boję się co powiedzą inni?

Please, call it anything but love.

Kocham jego irlandzki akcent. Kocham sposób w jaki denerwuje się w otoczeniu tłumu i panicznie szuka któregoś z nas żeby złapać się kurczowo ręki, bądź przytulić. Kocham to, że jest wiecznie głodny, że może jeść o każdej porze, a mimo to utrzymuje nienaganną sylwetkę. Kocham to jak się wstydzi, kocham jego nieuzasadnione kompleksy związane z jego ciałem i masą mięśniową której jak mówi nie posiada, co dla mnie jest kompletną bzdurą. Przecież jest wspaniały i tak cholernie idealny! Pisałem to już? On nie może tego nie wiedzieć. Może? Może nie zdawać sobie sprawy ze swojej idealności? Może nie wiedzieć, że wszystkie jego wady, zalety, skłonności, przyzwyczajenia czy nawet kompleksy dają idealną kombinację? To możliwe?

Muszę przestać myśleć, że jest perfekcyjny. Jest nieosiągalny, poza moim zasięgiem i o tym powinienem pamiętać w pierwszej kolejności. Otrząśnij się Payne. Myśl realnie...

Jak mam wytłumaczyć moje kłopoty ze snem? Jak mam wytłumaczyć to że zacząłem palić? Jak mam wytłumaczyć, że zamykam się w pokoju spędzając samotne wieczory na zatruwaniu swojego organizmu? Jak mam wytłumaczyć, że nie jem praktycznie nic? Jak mam wytłumaczyć, że każdego dnia jest gorzej? Jak?

Są chyba tylko dwa słowa mogące wytłumaczyć to co robię... Nieodwzajemniona miłość? Chociaż, może nie. Są trzy takie słowa. Zakazana nieodwzajemniona miłość. Tak to zdecydowanie psuje.

Żyję w strachu, że mój sekret wyjdzie na jaw. Boję się, go dotykać, boję się patrzeć na niego, boję się z nim rozmawiać. Jestem takim cholernym tchórzem! Oddałbym wszystko żeby on czuł do mnie to samo. Wszystko... Fakt nie mam wiele do zaoferowania. Ale jednego jestem pewien. Kochałbym go miłością bezgraniczną. W zdrowiu i w chorobie. Byłbym wierny jak najwierniejszy pies. Aż do śmierci.

Tak, wiem banalne. Ale tylko tyle mogę mu dać. Moje małe, głupie serce. Fakt wiele to nie jest...

I'll give you everything I am. All my broken heart beats. Until I know you understand.

O czym ja myślę? Przecież on nawet by go nie chciał! Liam ogarnij w końcu siebie i swój umysł.

Zapowiada się kolejna nie przespana noc. Kolejny niemy krzyk o pomoc, którego nikt nie zauważy, znowu...

Kolejna noc, która pogłębi mój nikotynowy nałóg i pewnie zacznie kolejny. Idę po butelkę. Otwieram Jacka Danielsa. Upijam łyk. Chcę zapomnieć. Chcę zapomnieć choć na chwilę...

Przepraszam, że zawiodłem... Kolejny raz.


30 listopada 2012

Nobody know. Nobody know, but me, that sometimes crying. If I could pretend that I'm asleep. When my teras start to fall. I peek out from behind thes walls. Nobody know.

Znów zawiodłem...

Dziś mieliśmy udzielić wywiadu dla jakiegoś pisemka dla nastolatek. No właśnie mieliśmy. Ale mnie tam nie było. Dlaczego? Kiedy mieliśmy już wychodzić Harry wszedł do mojego pokoju i znalazł mnie pijanego z papierosem w ustach. Byłem w takim stopniu pod wpływem alkoholu, że nie utrzymywałem się sam na nogach. Już wtedy wiedziałem, że tym razem bez tłumaczenia się nie obejdzie. Chłopcy przełożyli wywiad na inny termin.

Są na mnie źli mimo, że tego nie okazują.

Przy obiedzie panowała kompletna cisza. Czułem tylko spojrzenia na sobie. Tak niewiele, ale czułem się źle. Jak co dzień ostatnio. Kiedy skończyłem jeść, już miałem się zmyć do swojego pokoju by oddawać się swojemu nałogowi, ale zostałem zatrzymany.

- Liam, musimy pogadać.- usłyszałem za sobą głos Louisa. Bez zbędnych pytań o co im chodzi, usiadłem w salonie na fotelu. Jaki sens był w pytaniu ich o to skoro dobrze wiedziałem? Żaden.
- Li, co się z Tobą ostatnio dzieje? Martwimy się.- zaczął Niall
- Nic się nie dzieje. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.- kłamstwa płynęły z moich ust. Ale co miałem powiedzieć? 'Wszystko zajebiście. Tylko jestem gejem i zakochałem się w jednym z was. Już możecie mnie znienawidzić i wywalić z zespołu.'? Wiedziałem, że oni wiedzą, że nie jestem z nimi szczery. Choćby dla tego, że patrzyłem wszędzie tylko nie na nich.
- Zmieniłeś się ostatnio. Zamykasz się. Izolujesz od nas. Palisz, pijesz. Od kiedy Ty w ogóle palisz, co?- ciągnął Zayn
- Od jakiegoś czasu.- udzieliłem dość ogólnej i wymijającej odpowiedzi
- Liam! Powiedz nam o co do cholery chodzi! Nie jesteś sobą ostatnio! Masz jakiś problem? Wiesz, że możesz nam powiedzieć!- Harry pomału irytował się moim zachowaniem. W pokoju zapanowała cisza. Nie chciałem kłamać, więc milczałem. Milczałem, wbijając swoje spojrzenie w jakiś punkt na ścianie. Czułem pytające spojrzenia na moim ciele. Zastanawiałem się nad tym co im powiedzieć.

When you speak to me. I don't resemble, who I was.

- To dość skomplikowane dla mnie samego. Muszę sobie wszystko poukładać i kiedy przyjdzie czas dowiecie się wszystkiego...- powiedziałem pewnym, lecz nieco ściszonym głosem. Nie kłamałem?

Kłamałem... Nigdy się nie dowiedzą.

- Jak chcesz, ale pamiętaj, że zawsze, bez względu na wszystko możesz na nas liczyć, okej?- dorzucił Lou. Kiwnąłem twierdząco głową i poszedłem do pokoju.

Pieprzony tchórz.

Wiem, jestem tchórzem. Ale ja nie chcę stracić tego wszystkiego co mam. Nie w taki sposób. Nie przez to, że jestem inny niż oni. Czemu to musiałem być ja? Dlaczego nie ktoś inny? W mojej głowie z minuty na minutę zamiast odpowiedzi jest więcej pytań. Kolejny papieros. Ale muszę to jakoś poukładać. Zszedłem do kuchni, wziąłem piwo. Znów to robię. Potrzebuję odskoczni do tego. Wiem, że z dnia na dzień jest gorzej. Wiem, że to się nie poprawi. Nie umiem zaakceptować samego siebie, więc nie może być lepiej. Kiedy rano wchodzę do łazienki patrzę w lustro tylko przez chwilę. Nie mogę patrzeć na siebie. Nie umiem utrzymać wzroku na swojej twarzy. To mnie dobija. Idę ulicą i mam wrażenie, że wszyscy dookoła wiedzą. Jakbym miał na czole napisane wielkimi literami 'JESTEM GEJEM', albo 'JESTEM HOMO'. Mam? Nie mam, prawda? To widać? Czy homoseksualizm widać? Czemu teraz mój wewnętrzny głos siedzi cicho? Czemu męczy mnie zawsze kiedy najmniej tego potrzebuję, a gdy jest mi potrzebny to go po prostu nie ma? Czuję, że tracę kontrolę nad samym sobą. Robię, rzeczy, o których jeszcze parę tygodni temu nawet bym nie pomyślał. Ale czy działam wbrew sobie? Nie. Chcę tego, bo potrzebuję przerwy chociaż na te 3 minuty palenia jednego papierosa, czy czas kiedy trzyma mnie alkohol zawarty w butelce piwa. Chcę chociaż chwili, w której sam z siebie nie myślałbym o nim. Czy to tak wiele? Widocznie tak. Jak długo jeszcze będę czekał na ten pieprzony rejs statkiem szczęścia do lepszego jutra? Ale o czym ja mówię, skoro czekam na statek na lotnisku?

Pamiętam jak Zayn kiedyś powiedział, że kochanie kogoś kto Ciebie nie kocha jest jak czekanie na statek na lotnisku. Ma rację. Ja tak się teraz czuję. To boli. Boli tak cholernie.
Znów okazuję słabość. Znów płaczę. 

I feel myself fall.

Każdego życie w pewnym momencie zaczyna przerastać, a przetrwają tylko Ci, którzy mają siłę żeby próbować. Ja jej już chyba nie mam. Wypaliła się. Wypaliła się z dniem, w którym zdałem sobie sprawę, że nie czuję pociągu do płci przeciwnej. Żadnego, ani psychicznego, ani fizycznego. Mam problem z tym żeby przyznać się samemu sobie. Nie potrafię spojrzeć sobie w oczy w lustrze i powiedzieć 'Tak Liam, jesteś gejem'. Nie umiem tak. Brzydzę się samego siebie. Może to głupie i bez sensu, ale kiedy dotknę sam siebie, czuję się źle. Czuję odrazę do własnego ciała, do całego siebie. Czuję wstręt do tego, że gdy idę ulicą i mija mnie jakaś ładna dziewczyna, nie czuję nic. Nawet nie pomyślę o niej, nie skomentuję jej wyglądu w myślach, nic. A kiedy przechodzi obok mnie przystojny chłopak. Od razu do głowy wpada mi myśl w stylu 'fajny miał tyłek'. Naprawdę mnie to przeraża. Czasem myślę, że zaczynam zachowywać się jak dziewczyna. Oczywiście bez obrazy dla pań. Użalam się nad sobą i mam jakiś kompleks niższości przez moją orientację. Ale zauważyłem, że więcej płaczę. Jestem słabszy psychicznie.

Moja podświadomość nie pozwala mi zapomnieć.

W myślach, aż huczy mi od wielkich, świecących na wszystkie kolory tęczy banerów, o treściach zbliżonych do: 'jesteś inny', 'jesteś gorszy', 'zakochałeś się w przyjacielu', 'jesteś pieprzonym pedałem', 'jesteś tchórzem'. Dlatego palę, dlatego zaczynam pić. Kiedy w głowie słyszę szum, nie słyszę tego wewnętrznego czegoś co nieustannie przypomina mi o tym, że muszę w końcu przestać udawać i przyznać się sam przed sobą do swojej odmienności. Jak to brzmi, odmienność? Jakbym się tylko do czubków na oddział zamknięty nadawał. Może i tak jest. A kiedy dym nikotynowy wypełnia moje drogi oddechowe, delikatnie je łaskocząc, czuję taki spokój w środku. Trwa to tylko magiczną chwilę, ale dla mnie to i tak dużo.

Tak, moi nowi przyjaciele?

Usłyszałem ciche pukanie do moich drzwi. Nie byłem z tego powodu jakiś nadmiernie podniecony. Wręcz przeciwnie. Nie odzywałem się. Ale to nic nie pomogło. Po chwili zza uchylonych drzwi zobaczyłem farbowaną głowę Nialla. Ledwo powstrzymałem uśmiech cisnący mi się na usta gdy tylko go zobaczyłem.

Nie mogę tak reagować!

- Mogę?- zapytał, a ja kiwnąłem twierdząco głową.
- Chodź do nas na dół. Robimy maraton filmowy. Wiesz popcorn i te sprawy.- uśmiechnął się
- Chyba nie mam ochoty...- odwróciłem wzrok
- Liam, zawsze robiliśmy sobie takie wieczorki. Nawet jak któryś źle się czuł lub miał zły humor, pamiętasz? To nie było tak dawno. Mam wrażenie, że się od nas oddalasz. Boję się tego Li. Jesteś dla mnie jak brat, tak samo reszta. I kocham Was jak braci. Nie chcę żeby coś się zepsuło.- mówił głosem pełnym troski. Nie zdawał sobie sprawy jaki wewnętrzny ból zadaje mi tymi słowami. Kolejna ironia w moim życiu. On myślał, że podnosi mnie na duchu, a tak naprawdę pogarszał mój stan. Do oczu cisnęły mi się łzy. Musiałem się powstrzymać, przynajmniej raz.
- Nic się nie zepsuje, Niall.- tak trudno było mi wypowiedzieć jego imię.- Ja po prostu chyba nie...
- Dlaczego pijesz i palisz? Nigdy nie lubiłeś takich używek.- zawiesił wzrok na butelce, która stała na biurku.
- Nie wiem. Może próbuję sobie radzić ze stresem.- skłamałem, chociaż może nie. To po części prawda.
- Proszę, Li. Chodź.- pogłaskał mnie po kolanie. Przeszedł mnie dreszcz. Patrzył na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami. Nie mogłem odmówić.
- No dobra.- uśmiechnąłem się blado i wstałem łapiąc papierosy i zapalniczkę.
- Ej. Ale bez tego.- Niall wyją mi paczkę z dłoni, muskając moje palce swoimi. 

And please don't stand so close to me. I'm having trouble breathing.

Zeszliśmy na dół i spędziliśmy ten wieczór razem, jak dawniej. Śmiejąc się i wygłupiając. Tęskniłem za tym. Tak cholernie tęskniłem. Czułem się dobrze. Jak dawniej.

Mam to zniszczyć mówiąc prawdę? Nie, nie chcę..

Ah. Było dobrze tam na dole. Ale kiedy wróciłem tu do góry, do mojego azylu wszystko wróciło. Jakby moja pamięć wróciła po kilku godzinnej amnezji. Gdyby ona mogła trwać dłużej..

Idę... Biorę tabletkę... Kładę się...Zalewa mnie potok myśli... Zas


1 grudnia 2012

I've been roaming around, I was looking down at all I see.

Wywiad...

Tak, kiedyś zdecydowanie to lubiłem. Sprawiało mi to przyjemność. Ale tak było kiedyś. To był jeszcze ten stary Liam Payne. Ten nowy woli zacisze własnego pokoju pogrążone w papierosowym dymie, zakroplone odrobiną alkoholu i udekorowane natłokiem myśli. Epickie, prawda? Zaczynam zastanawiać się nad tym, czy nie znaleźć sobie przypadkiem czystej przestrzeni do zabrudzenia. Mój azyl bowiem jest przesiąknięty problemami, koszmarami i uzależnieniami już do granic niemożliwości. Ale gdzie miałbym go szukać? Jak się wyprowadzę od chłopaków to zawalę wszystko bo nie dam rady się kontrolować. Zamykać się w łazience na całe wieczory? Zabiliby mnie. Może było by lepiej...

Chciałbym znów znaleźć się tam gdzie miałem wybór. Tam gdzie mogłem jeszcze temu wszystkiemu zapobiec. Sprawić, że teraz byłbym szczęśliwy. Byłbym normalny. Kiedy to się zaczęło? Sam nie wiem. Ale bardzo chciałbym to zmienić. Oddałbym naprawdę wiele, żeby mieć możliwość zmiany tego co jest we mnie najgorsze. Tak, moja orientacja dla mnie to jest jeden wielki koszmar z którego pragnę się obudzić, choć dobrze wiem, że nie mogę. To dobijające. Powiedzmy, że to takie moje marzenie z kategorii; nie możliwe do spełnienia. Sam uważałem że marzeń nie odkłada się na półkę, nawet tych najniemożliwszych. Teraz jednak uważam że należy to robić. Po co zaprzątać sobie myśli czymś co jest nie możliwe?

Gdyby to było takie łatwe.

Nie umiem tak po prostu wyrzucić go z myśli. Nawet jak bym chciał. Ale nie chcę. Mam niewyobrażalny mętlik w głowie. Myślenie o nim tak cholernie boli, pali wręcz moje serce, ale kiedy nie myślę o nim to czegoś mi brakuje. Tak jakby części mnie nie było.

Czemu to jest takie trudne?

Męczę się. Jestem trzeźwy. Nie mam papierosów. Nic mnie nie odciąga od myślenia. Nic nie powstrzymuje nienawiści rosnącej we mnie. Nienawiści do czego? Do siebie. Najchętniej zrobił bym coś sobie, żeby mieć święty spokój. Ale nie mogę. Boję się. Znów tchórzę. Mam ochotę przywalić głową w ścianę, zacząć krzyczeć, albo wyżyć się w jakikolwiek inny sposób. Ale nie mogę. Chłopcy nie mogą nic usłyszeć. To by znaczyło kolejną niekorzystną rozmowę. A tego nie chcę. Musze coś ze sobą zrobić.

Która godzina?

01:38. Wszystkie sklepy w okolicy zamknięte. Nie wytrzymam w domu. Muszę wyjść...

Park. Ławka pod latarnią. Nikt nic nie słyszał, nikt nic nie wie. Nikt mnie nie widział. Nikogo nigdzie nie ma. Jestem sam. Zupełnie. Ciągle się tak czuję. Jakbym był sam w świecie pełnym ludzi. Ludzi którzy nie wiedzą, nie rozumieją mnie. Sam nie rozumiem. Gdzie popełniłem błąd? Dlaczego taki się stałem? Wszyscy mówią, że powinienem być szczery wobec przyjaciół.

Przyjaciel- osoba, która jest. Jest bez względu na wszystko i zawsze zrozumie. Można jej powiedzieć o wszystkim. Akceptuje Twoje wady, a nawet najbardziej je w Tobie kocha, bo nadają Ci tej specyfiki, której inni nie mają.

Ale nikt nie chciałby przyjaźnić się z kimś kto jest taki jak ja. Oni są szczęśliwsi nic nie wiedząc. A ja..?

Ja też jestem szczęśliwszy kiedy oni nie wiedzą.

Mój nałóg daje o sobie znać. Brakuje mi zapachu nikotyny i dymu niosącego się równomiernie po moim organizmie, zatruwając go stopniowo, ale jednocześnie dając chwilową ulgę od problemów. Czuję się wyobcowany. Taki inny.

Czy inny znaczy gorszy? W moim przypadku tak. I to dużo gorszy. Nie normalny wręcz. Nie długo przestanę dawać sobie radę sam ze sobą. Moje psychika stanie na granicy, a ja trafię do psychiatry. Portale plotkarskie będą huczeć. Już widzę te nagłówki: 'LIAM PAYNE Z POPULARNEGO BOYSBANDU ONE DIRECTION KORZYSTA Z USŁUG PSYCHIATRY- CZY ZWARIOWAŁ? A MOŻE SŁAWA GO PRZEROSŁA'. Pięknie to wygląda, czyż nie? Nie dość że sam dla siebie jestem problemem to jeszcze przysporzę ich chłopakom? Nie mogę tego zrobić. To ja miałem się nimi opiekować. Być dla nich starszym bratem, a nie oni dla mnie. To ja miałem pomagać im rozwiązywać ich problemy, a nie odwrotnie. Ja miałem ich wspierać, a nie obarczać swoimi problemami. Kolejny dowód jak jestem sałby i...STOP!

Przestań się nad sobą użalać Payne!

Potrzebuję kogoś kto wypłaciłby mi siarczysty policzek żebym się otrząsną z tego... czegoś. Nawet nie umiem tego nazwać. Można się otrząsnąć z gejostwa? Po raz kolejny nie wierzę że, pisząc to mam na myśli siebie. Jakoś nie umiem oswoić się z tą informacją. Chyba nigdy tego nie zrobię. Nawet mimo faktu, że zauro... zakochałem się w chłopaku. To nie jest zauroczenie. Jestem tego pewien. Nigdy wcześniej moje ciało nie reagowało tak na czyjąś obecność. Kiedy Niall stoi obok mnie mam problemy z równomiernym, normalnym oddychaniem, ręce mi się pocą. Z moich ust nie wypływa żadne w miarę sensowne zdanie, bez wcześniejszego usilnego przemyślenia. A myślenie nad tym co powiedzieć jest trudne gdy pewien blondyn robi zamieszanie w mojej głowie. Zamieszanie to mało powiedziane. Jak powiedzieć, zamieszanie, ale bardziej? Nie wiem. Ale jeśli jest takie słowo to idealnie by pasowało. Czasem łapię się na tym, że coś robię, przynajmniej jestem święcie przekonany że tak jest, a tak naprawdę jestem w połowie czynności i stoję lub siedzę w bezruchu. Dlaczego tak jest? Bo myślę o nim. Cały czas. Chyba, że się upiję, albo wypalam papierosa za papierosem. Wtedy jest jakoś lżej.

Jest noc, godzina 03:14, siedzę na ławce w parku, co jakiś czas zapisuję coś w pamiętniku. To nie brzmi wcale jak napisane przez chłopaka. No, mamusia zawsze mi mówiła, że jestem wrażliwszy od innych chłopców w moim wieku.

Mamo gdybyś wiedziała co się z tym wiąże nie cieszyłabyś się tak.

To śmieszne... Jestem zmęczony, zmęczony tym wszystkim co mnie otacza. Mam dość szarości mojej egzystencji. Brakuje mi tych wszystkich kolorów z przed paru tygodni. Brakuje mi starego Liama. Brakuje tej radości z życia. Czuję się jakbym się zestarzał o parędziesiąt lat przez okres zaledwie dwóch miesięcy od kiedy się zorientowałem kim jestem.

Jakie życie jest niesprawiedliwe. Znów się użalam, ale muszę. Dlaczego stałem się kimś, kim nigdy nie chciałem się stać?

Życie jest jak róża. Jedni żyją na miękkich, aksamitnych płatkach o krwisto czerwonym odcieniu, często karmiąc się krzywdą innych, w swoim egoistycznym świecie. Pełni perspektyw na zbliżający się czas, nieprzyjmujący się niczym. A ściany ich domów pokryte są lustrami, dlaczego? Bo widzą tylko siebie. Ale są też tacy którzy żyją na łodyżce rośliny. Życie pełne nadziei i spokoju, ale nie zawsze. Bo przez ich codzienność przeplatają się ostre kolce rzeczywistość, które nie pozwalają zapomnieć o tym że nie zawsze jest łatwo, że w życiu są nie tylko te dobre momenty, ale też przykre, złe i smutne, które trzeba przetrwać. Po burzy zawsze świeci słońce. Tak przynajmniej mówią.

Gdzie ja jestem na tej róży życia?

Zdecydowanie na tym fragmencie łodygi usianym malutkimi brzytwami przypominającymi o tym że to prawdopodobnie najgorszy okres mojego życia. Rozglądam się i nie widzę końca cierniowego pola. Nie widzę, bo go nie ma, czy może dlatego że nie chcę go zobaczyć?

Kiedy człowiek jest zakochany jego serce przypomina taflę wody. Dotychczas spokojna, niczym nie zmącona lazurowa powierzchnia dająca ukojenie kiedy wsłuchiwało się w jej spokojny rytm zmienia się we wzburzoną i niebezpieczną, pełną strachu i niepewności. Ale nic nie można z tym zrobić. Ta woda sama sobie pozostawiona, jakimś naturalnym sposobem musi znów znaleźć spokój i odzyskać przejrzystą powierzchnię. Dlaczego tak jest? Bo kiedy my zaczynamy jej w tym pomagać wzburza się jeszcze bardziej, pozostawiając większe blizny.

Czytając to co piszę dopiero widzę jaki mam bałagan w myślach. Ale to dla tego, że trudno się żyje i normalnie funkcjonuje z myślą że nie mogę żyć bez kogoś kto beze mnie świetnie sobie radzi i że potrzebuję kogoś, kto nie potrzebuje mnie. 

I feel so tired, but I can't sleep.

Nie mam już sił żyć na pokaz. Udawać, że jest dobrze kiedy nie jest. Już nigdy nie będzie.

Uratujcie mnie od samego siebie...

_____________________________________________

Jest jedynka. To najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam na jakiegokolwiek bloga. Jestem z niego nawet zadowolona. Mam nadzieję, że Wam też się podoba. Enjoy. xx 

Maaluutkaax33